Leonard to normalny licealista, trochę bezczelny, chodzi na spacery z psem o świetnym imieniu -Terminator, słucha Green Daya, wielbi superbohaterów - Spidermana i Batmana. Ma swoje upodobania, gra w piłkę i niczym się nie różni od normalnych chłopców w wieku 16 lat. Spotyka się z Sylvią, swoja przyjaciółką, która jest dla niego aniołem stróżem-we wszystkim mu pomaga, jest dla niego bardzo dobra, choć wcale na to nie zasługuje. Kłoci się też, dość często ze swoimi nauczycielami szczególnie Naiwniakiem, podważając jego filozoficzne poglądy. Lecz w jego życiu pojawia się ognistoruda piękność. Jest zadurzony w Beatrice i chcę ją ‘zdobyć’ Jednak na swojej drodze napotyka wiele przeszkód, jedną z nich jest biała plama przed jego oczami, plama w jego umyśle, plama, która nie pozwoli mu cieszyć się życiem, tak, jak dotychczas, plama, dzięki której jednak wiele się nauczy. Tą plamą w znienawidzonym prze niego kolorze jest choroba Beatrice-białaczka.
Więcej zdradzić się nie da- po prostu trzeba sięgnąć po tą lekturę, a historia Leo, Beatrice, Sylvii, Terminatora i innych bohaterów pochłonie nas bez reszty. Nigdy jeszcze tak szybko nie przeczytałam żadnej książki. Z dziką rozkoszą dosłownie zjadałam każde kolejne słowo, które –bez wyjątku- było wyjątkowe. Jeśli chciałabym wybrać najwartościowszy cytat z powieści-musiałabym przepisać ją całą, bowiem cała jest sentencją i myślą, która uczy, przestrzega i przywraca wiarę.
W wypadku „ Białej…” użyty przez autora czas teraźniejszy,(którego nienawidzę i jestem chora jak mam przeczytać coś napisanego w taki sposób)zupełnie mi nie przeszkadzał! Niezwykłe było to, jak Leo opowiadał o swoich przeżyciach. Miałam wrażenie, że niemożliwe jest, że na świecie istnieje taka wrażliwa i dojrzewająca osoba. Z totalnego luzaka zmienił się w mężczyznę, którego pokochałaby niejedna współczesna nastolatka.
Jedynym minusikiem jest dla mnie duże podobieństwo do utworów typu „Oskar i Pani Róża”… Niestety, czytając tę pozycję, miałam wrażenie, jakbym już gdzieś to słyszała. Jednak w tej uroniłam kilka łez, w odróżnieniu od „Oskara..”, więc to może o czymś świadczy i nieśmiało muszę stwierdzić, ze powieść D’Avenia podobała mi się bardziej, ale wcale nie stwierdzam słabości opowiadania Schmitta, bo bym kłamała.
„Biała jak mleko, czerwona jak krew” jest zdecydowanie książką nie do ominięcia, szczególnie dla osób, które nie wierzą w siebie i mają niepotrzebne kompleksy. Pokazuje ona ogromna siłę, jak w chwilach zwątpienia poradzić sobie w świecie. Obwieszczono ją tytułem współczesne Love Story. Ja uważam, że historia Leo stanie się historią ponadczasową, do której jeszcze kiedyś powrócę. I polecam ją każdemu, bo naprawdę WARTO!!
nasza ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz