Pomimo mojego wyjątkowo pesymistycznego nastawienia do „Demonów…” to lektura kilku pierwszych rozdziałów okazała się być wyjątkowo przyjemną wędrówką po świecie Frannie (śmiertelniczki obdarzonej wspaniałym darem) oraz jej zmaganiach z miłością do dwóch zupełnie odmiennych młodzieńców – piekielnego Luca i niebiańskiego Gaba. Chyba nikt nie ma wątpliwości, jak cała opowieść się skończy – a to przecież dopiero pierwsza część tego cyklu!
Właściwie to w moim odczuciu temat został wyczerpany – dziewczyna, która nic nie wie o swoim darze nagle zostaje wplątana w zaciekłą bitwę o jej duszę pomiędzy piekłem a niebem – żadna ze stron nie odpuści tak łatwo – obie strony wysyłają na ziemię dwóch okropnie przystojnych chłopaków, których zadaniem jest namówienie Frannie do opowiedzenia się za jedną z nich. Diabeł czy anioł – oto jest pytanie. Nie obędzie się bez zakochań, miłości, wyrzeczeń, a nawet niezwykłych przemian z demona w człowieka! Kiedy dusza Frannie zostaje oznaczona nic więcej nie może się stać. Prawda? Prawda…? No cóż, Lisa Desrochers ma chyba inne zdanie na ten temat.
Klasyczny schemat, powielany tak często przez autorki takich paranormalnych romansów - jedna dziewczyna i dwóch chłopaków, z których każdy stoi po dwóch różnych stronach. Ona oczywiście wybiera tego złego, który jednak okazuje się nie być do końca takim złym. Spoileruję? Nie wydaje mi się – schemat zapoczątkowany przez S. Meyer stał się tak popularny wśród autorów powieści z gatunku paranormal romans czymś na kształt wzoru, którym muszą się posługiwać, aby pozyskać sympatię czytelników. Więc skoro mamy wzór, ogólny zarys akcji i bohaterów to czy czymś jeszcze taka powieść może nas zaskoczyć? Okazuje się, że jednak może.
Właściwie to nie jestem pewna, czy jest coś w tej książce, do czego nie mam żadnych zastrzeżeń. Miejscami przeszkadzali mi infantylni bohaterowie czy przerażająca powtarzalność. Mimo to, na uwagę zasługuje fabuła i zwroty akcji, bo to chyba wyłącznie dzięki nim „Demony” zaskarbiły sobie czytelników. I moją również. Pochłonęłam tę pozycję w kilka dni, nie odpuszczając czytania nawet w trakcie podróży autobusem – czego nigdy nie robię. Kompletnym zaskoczeniem było dla mnie także siła, z jaką przyciągała mnie do siebie ta książka – nie mogłam się od niej oderwać do późnej nocy, nie wspominając nawet o tym, że nie chciała się ode mnie odczepić, kiedy zamierzałam odrobić lekcje:P.
„Demonów” nie mogę nazwać książką idealną. Nie mogę jej także nazwać pozycją, którą trzeba przeczytać i do której często się później wraca. Jednak uważam, że pani Desochers odwaliła kawał dobrej roboty i chociażby właśnie z tego powodu na tej powieści warto zawiesić oko.
nasza ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz