Pedro Barrento, Marlene and Sofia. A Double Love Story


Powieść Pedro Barrento zaproponował mi BookBub, a ja się chętnie zgodziłam, bo miała ciekawy opis, przyjemną dla oka okładkę i niezłe opnie na GoodReads. I miała nie być typowym romansidłem, nie była nawet wrzucona do tego gatunku. Być może postawiłam jej zbyt wysokie oczekiwania, bo „Marlene and Sofia” jest dla mnie powieścią dość niskich lotów, mimo złożoności i stopnia skomplikowania fabuły. Barrento wprowadza dwa poziomy narracji, jedną osią są wydarzenia w książce, drugą - pamiętnik autora. Obie się przeplatają i po części uzupełniają, ale obydwie są równie nieprawdopodobne i oderwane od rzeczywistości. 

„Don’t get me wrong, when I’m mad it’s because I’m worried about you, not because I want to impose my own will. I’m an old man, I won’t live much longer, but you still have most of your life ahead of you. It’s a father’s duty to make sure his child knows how to reach the right decisions”.

Na jednym z cokwartalnych spotkań Lizbońskiego Wydziału Gildii Portugalskich Pisarzy (yup, serio) Pedro Barrento (jako postać) otrzymuje do napisania (czy też: dostaje pozwolenie na napisanie) romans osadzony w Lizbonie. Oburzony tym, że on - utalentowany pisarz - swoją historię musi osadzić na swoim podwórku (co dramatycznie obniża szanse na napisanie bestsellera), podczas gdy pisarze-lizusy otrzymują do napisania romans na bajecznym Bora Bora (sic!), zarzuca Przewodniczącemu niesprawiedliwe podejście i nieuczciwe rozdysponowanie tematów. Ten nieoczekiwany „akt nieposłuszeństwa” zostaje zgromiony wściekłą tyradą Przewodniczącego, a Barrento w swojej książce musi zawrzeć jeszcze dwa elementy (poza gatunkiem, miejscem akcji i postaciami): podróż samolotem i ducha. Być może Barrento-autor chciał przedstawić Gildię jako metaforę biurokracji i krótkowzroczności wydawców, ale gdyby Barrento-postać na koniec zginął, dostalibyśmy nie romans, a nową wersję „Procesu” Kafki (nawet jeśli to nawiązanie i inspiracja - wyszło wyjątkowo marnie).

Barrento-postać próbuje stworzyć jakąś sensowną całość z puzzli, które otrzymał (i wykorzystać przy tym fragmenty, które również otrzymał od Gildii)(Gildia jest niekwestionowanym mistrzem hamowania kreatywności pisarzy). Jak na tak trudne zadanie, wychodzi mu całkiem przyzwoicie, ale przy takim misz-maszu i ograniczeniach powieść wychodząca spod jego pióra po prostu nie może być dobra. Tytułowe bohaterki, Marlene i Sofia, przyjaźnią się, chociaż niewiele mają ze sobą wspólnego. O Marlene mówi się jako o kobiecie wyuzdanej i lekkich obyczajów, i nie są to plotki, bo rzeczywiście pracowała jako prostytutka. Teraz jednak chce się „ustatkować” i wyjść za mąż za Joaquima (bohatera z najbardziej rozwiniętym poczuciem moralności), przyjaciela Manuela (Manuel jest ojcem Sofii), chociaż po kryjomu ma namiętny romans z Tiago, komputerowym geekiem, który z kolei jest przyjacielem Sandro (Sandro jest facetem Sofii). Wszystko więc pięknie się łączy i brakuje tylko jednego niewłaściwego kroku, żeby się rozsypało. Pierwszym niewłaściwym krokiem jest zarejestrowanie się dwóch rezydentek domu opieki dla zamożnych (Particii i Teresy) na stronie, gdzie Tiago testuje swój wynalazek: okulary z wbudowanymi niewielkimi kamerkami i mikrofonem, które umożliwiają podgląd live i poruszanie się po mieście bez wstawania z krzesła. Wszystko brzmi na bardzo zagmatwane i naprawdę takie jest; kiedy doda się wszystkie mniej i bardziej znaczące epizody, wspomnienia z dzieciństwa i kolejne fragmenty pamiętników Barrento-postaci, wszystko przewraca się jak w kalejdoskopie i błyszczy (głównie seksem). 

„First you have to „log-on”. My online name is 'Pussycat'.”

Podtytuł został nadany na wyrost; jedna z przedstawionych w książce ‚historii miłosnych’ jest dość oczywista, ale tej drugiej jakoś ciężko mi się doszukać (to znaczy wątki miłosne są, ale jest ich tak dużo, że do końca nie wiadomo, o który chodziło Barrento). Właściwie wątków miłosnych jest chyba aż nadto, spokojnie można byłoby rozdzielić je na kilka powieści i „Marlene and Sofia” by na tym zabiegu nie ucierpiała. Myślę nawet, że tej książki nie da się już bardziej skrzywdzić. Często jest tak, że jakaś postać w powieści irytuje. Ale w powieści Barrento irytuje dosłownie każdy. Pusta Marlene, wiecznie skrzywdzona Sofia, Joaquim, który czasem dosłownie przesadza z moralnością, trzymający brudne naczynia w lodówce Tiago, wiekowa Patricia, która zachowuje się jakby nadal miała szesnaście lat. Irytuje nawet sam Barrento, chyba trochę przytłoczony swoim geniuszem i talentem, z nieustającą potrzebą mówienia o sobie. Nie mogłam Barrento-postaci nie utożsamiać z Barrento-autorem i z narratorem w powieści. Pedro Barrento w moim odczuciu jest więc egocentrykiem szukającym poklasku; facetem, który lubi dziewczyny w minispódniczkach i błędnie uważa, że rozumie kobiety.

kadr z filmu "Hardkor Disko", reż. Krzysztof Skonieczny
"He asked Sofia to shut her eyes when they boarded the airport shuttle, but it was an impossible secret to keep as she could see „Disneyland” written everywhere inside the bus.
She looked at him and smiled.
'I’ve brought you to visit your family,' he told her.
'My familiy?'
'Yes, the other princesses'.”
(ta scena jest tak żałosna, że aż boli)

Sama już nie wiem, czy „Marlene and Sofia” jest romansem czy groteską. Wszystko jest naraz, a ja nie lubię momentów, w których wszystkiego jest tyle, że muszę sama wybierać na czym skupiać uwagę. Błyskotliwe pomysły i zdania, które niosą ze sobą jakiś głębszy przekaz mieszają się z głupiutkim humorem i dosadnym scenami seksu. Gdyby było to jakoś wyważone, nie miałabym do Barrento pretensji (w końcu sama kilka miesięcy temu zachwycałam się „Balladyny i romansami” Karpowicza), ale w „Marlene and Sophii” głupiutki humor i dosadne sceny seksu stanowią przerażająco dużą część. Masochiści być może to docenią, ale nie są to najmilsze do czytania fragmenty. Szukam słowa, które dobrze oddałoby tą powieść. 'Patola' jest chyba najtrafniejsze. 

Podwójnej historii miłosnej Marlene i Sofii po polsku jeszcze nie wydali, ale raczej nie ma na co czekać. 

nasza ocena: 3/10
Kindle Edition, 2014
300 stron


11 komentarzy:

  1. I'm sorry you didn't like my book. This book seems to be getting very extreme opinions. Some people love it, some people hate it. The people who hate it do so either because they think there is too much going on at the same time (confusing) or because they don't like the sex scenes. The people who like the book apparently enjoy it exactly because of the complexity of the intertwining plots. So if the reason some people like it and some people dislike is exactly the same one - the complexity - then there is really nothing I can do about it. This is a structurally complex book and has some heavy sex scenes (emotionally speaking, not graphically speaking). If that's not your cup of tea then this book is not for you.
    Just a warning to anyone who dislikes this book's complex layers. My first book "The Prince and the Singularity - A Circular Tale" has an even more complex structure than this one. Anyone who finds this one confusing will find the first one to be a puzzle.
    Pedro Barrento

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you for leaving a comment (I'm surprised that you manage to find this opinion, to be honest). I'd written it above and I'll say it again: I don't mind that the plot is complex; I just find the whole story and characters irritatng.

      Usuń
  2. We live in the age of miracles. Google alerts lets me know when my book is mentioned anywhere and Google translate lets me read Polish - amazing isn't it?
    Regarding the piece of text where you comment - (This scene is so pathetic that it hurts) - that made me laugh a lot.
    There are two layers to that scene. First of all Joaquim is a construction worker. He's poor and has little formal education. For him taking his bride to Disneyland in Paris is the pinacle of sophistication and telling her that he's bringing her to visit her family - the other princesses - is a very witty remark (from his point of view). The second layer is that that whole chapter is written by the author as an apology to Fátima. This is a low quality author - his previous books sold nothing and his big dream is to write a book set in Bora Bora about a princess and a billionaire. So when he writes a whole chapter to apologize to Fátima it turns out to be a "corny" chapter. Does that block of text (and the whole chapter) make more sense now?
    You must read the whole book this way, otherwise it doesn't make sense.
    That's why this book is getting a bunch of 4/5 stars and a bunch of 1/2 stars.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I don't know why you so sarcastic about 'age of miracles' - I really was surprised about finding you commenting my opinion (and I think that google translate is quite bad btw).
      I'm afraid this whole book is one of the 'what the author was thinking?' stories . And if I have to read the story 'this way' (thinking about all layers in every scene), it is nothing but reading (and understanding) the book in one particular way - and that's what I'm doing in school. Books that we're talking about (in school) are important; with references to history and with (lot of) layers, but reading them it's horrible. And I'm not a masochist.

      Usuń
  3. I wasn't being sarcastic. This really is an age of miracles. Things that were unthinkable some years ago are now routine.

    OdpowiedzUsuń
  4. O! Również wzięłam zachęcona przez BookBub i skuszona Goodreadsem, ale nie zerknęłam do tej pory... I widzę, że nawet autor się pojawił - to jest wyjątkowa sprawa - fajnie, że podjął się dyskusji :) Będę musiała spróbować nadgryźć kiedyś, bo skusiłaś mnie tą bulwersją i takim ostrym potraktowaniem narratora-autora. Teraz jestem nawet ciekawa, co z tego będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przeczytaj i sama oceń, może to tylko ja nie wiem o co w niej biega :<

      Usuń
  5. To brzmi jak szaleństwo, ale zaczynam rozważać przeczytanie :) Nie ironizuję, naprawdę ciekawi mnie, jak ja bym ten tekst odczytała :) Dobra robota, lubię takie recenzje, dzięki którym chce się wiedzieć, o czym bloger pisze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no cóż, chyba nie do końca to był mój cel, ale jeśli dzięki niepochlebnym opiniom książka zyskuje zainteresowanie to chyba zacznę pisać same negatywne recenzje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jasne, że cel był inny :) Ale chciałoby się wziąć udział w rozmowie, a trudno o merytoryczne argumenty, kiedy się książki nie czytało ;) Dlatego myślę, że Twoim "sukcesem" jest to, że po przeczytaniu recenzji, chce się podyskutować. To że trzeba ją w tym celu przeczytać to już skutek uboczny ;)
      Pod większością recenzji widuje się: "brzmi ciekawie, na pewno przeczytam" albo "brzmi ciekawie, ale to nie dla mnie". A pod iloma recenzjami rozwija się prawdziwa rozmowa? :)
      Coś z tymi negatywnymi recenzjami jest na rzeczy ;) Miłego weekendu!

      Usuń
    2. masz rację, nie można dyskutować o książce, której się nie czytało, a dużo lepiej rozmawia się o rzeczach, które wywołują emocje (emocje są zwykle skrajne).
      tak więc jedynym wyjściem jest pisać o takich książkach (tylko o ile przyjemniej czyta się dobre powieści!) :)

      Usuń