Moja poliglotyczna wręcz znajomość języków obcych pozwala mi
na czytanie oryginale jedynie książek po angielsku. I to w dodatku książek
niezbyt skomplikowanych. Niestety moje laserowe oko niezbyt dokładnie
prześwietla takie pozycje i w rezultacie wylądowałam raz z pełnometrażową
powieścią historyczną (gdzie nawet polskie tłumaczenia niektórych słów nic mi
nie mówiły). „Anioły i demony” miały być lekką powieścią z wartką akcją i
minimalną ilością opisów męczących zwoje mózgowe. Tymczasem już któryś z
pierwszych rozdziałów zawierał dokładny opis anihilacji i powstawania
antymaterii. Jak łatwo się domyślić, jedyną myślą, jaka mi wtedy towarzyszyła brzmiała:
„Panie Brownie, niech Pan umrze”.
Właściwie nie przepadam za prozą Browna i do tej pory nie
wiem, co podkusiło mnie do wypożyczenia tej książki. Mimo mojej początkowej
niechęci profesor Langdon po angielsku wydawał się bardziej sympatyczny i to,
że niczym James Bond z każdej opresji wychodził bez szwanku, jakoś mniej mnie
irytowało.
Całość czyta się wyjątkowo gładko i szybko (w bibliotece
musiałam ją przedłużać tylko trzy razy).
W pewnym momencie fabuła wciągnęła mnie tak bardzo, że przestałam
korzystać ze słownika, żeby nie „marnować” czasu i szybciej dowiedzieć się, co
będzie dalej. Nadal jestem pod wrażeniem ilość skomplikowanych intryg, jakie
Brown zawarł w fabule i galerią postaci, jakie stworzył. Wszystko jest tak
sugestywne, że pomimo całej niedorzeczności i fikcyjności wszystkich wydarzeń
przedstawionych w książce, historia żyje swoim życiem.
„Anioły i demony” to typowy, klasyczny przykład twórczości
Browna. Krótkie rozdziały, brutalne morderstwa, wartka akcja, suspens, piękna
kobieta, która pomaga Langdonowi, symbole, sekrety, tajemnice, pościgi –
wszystko to w niej znajdziemy i każdy wielbiciel Dana Browna (jeśli jeszcze
jakimś cudem jej nie czytał) z przyjemnością powieść tę pochłonie.
nasza ocena: 7/10
(wydanie polskie)
Wydawnictwo Sonia Draga, 2013
560 stron
do kupienia: Empik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz