Charles Frazier, Szepty lasu


Gdyby nie to, jak Frazier pięknie operuje słowem, chyba nigdy nie skończyłabym tej książki. Cały urok „Szeptów lasu” zaczyna się i kończy na artystycznych umiejętnościach autora i jego poetyckim opisywaniu nawet najbardziej banalnej rzeczywistości. „Szepty lasu” są krajobrazem zbudowanym ze słów, w którym dla mnie bardziej liczyły się słowa niż to, co tworzą. Frazier tak naturalnie posługuje się metaforami i porównaniami, że właściwie same wychodzą spod jego pióra, więc nawet w najbardziej (w domyśle) przerażających i trzymających w napięciu momentach miałam wrażenie, że skupia się on na zupełnie nieistotnych detalach dotyczących otoczenia zamiast na właściwych wydarzeniach. Zamiast budować napięcie, Frazier opisuje wygląd zasuniętej szyby w oknie samochodu. („Kiedy zasuwa z powrotem okno, po wewnętrznej stronie zaparowanej szyby zostają równoległe linie”). Zawodzi też tłumaczenie, które wiernie oddaje oryginał i przez to niektóre zdania brzmią całkowicie nienaturalnie. „Stubblefield wyciągnął więc wcale tak bardzo nieopierającą się Luce, żeby zatańczyć hałaśliwe aranżacje”.

Długie akapity pełne opisów spowalniają akcję, sprawiając, że w pewnych momentach zupełnie przestaje ona istnieć. Kilka razy miałam wrażenie, że fragment akcji został zupełnie pominięty - dostawałam początek i koniec, bez środka, linii łączącej oba punkty. Jakby tego było mało, niektóre epizody są tak nieprawdopodobne i tak nieumiejętnie przedstawione, że cała powieść staje się tylko mdłą książeczką dla niewymagających.

„nosił kozią bródkę, czarny golf i czarne skórzane spodnie. Ten strój sprawił, że pewnego dnia na Mian Street jakaś kobieta spytała go, co takiego podoba mu się w tych nietypowych skórzanych spodniach. Odparł wtedy: „To, że nie trzeba ich prać, wystarczy przetrzeć.”


kadr z filmu "Magic Hour", reż. Wojciech Puś
Bohaterowie też pozostawiają wiele do życzenia. Bud, który zamordował żonę i jest gotowy zamordować każdego, byleby tylko znaleźć jego pieniądze, które ona kiedyś ukryła. Bud jest przekonany, że mają je jej dzieci. Bliźniaki, które trafiają pod opiekę siostry zamordowanej Lily, a które sprawiają wrażenie umysłowo chorych (a przynajmniej niepoczytalnych), nie mówią, ale potrafią zamordować kurczaki i wszystko podpalić. Nawet romans w tle jest tak nudny i nieemocjonujący, że naprawdę było mi szkoda Stubblefielda za nieudane ulokowanie uczuć i ciągłą nadzieję, że jego wybranka je odwzajemni (a tak bardzo nie znoszę nachalnych facetów).  

Podczas czytania naszła mnie myśl, że o wiele lepiej ta książka wyglądałaby bez niedopracowanej fabuły i nieciekawych bohaterów. Może dla Fraziera byłoby lepiej, gdyby zamiast powieści pisał wiersze. 

nasza ocena: 4/10
Black Publishing, 2014
296 stron
do kupienia: EmpikBlack Publishing

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz