Karl Ove Knausgård, Moja walka (1)


Dobrą książkę można wyczuć w pierwszym akapicie. Schemat budowania zdań, epitety, nurt narracji – pierwszym akapitem można się zachłysnąć z wrażenia lub przydusić z mierności. Knausgård pisze ze szczerością i prostotą. Zamienia myśli w słowa z chirurgiczną precyzją, tworząc autobiografię bez patosu, bardziej jako zapis myśli niż życia. Od pierwszego zdania czuć, że ma się do czynienia z dobrą powieścią (która chyba zasługuje na miano ‘wybitnej’). A do tego "Moja walka" jest pięknie wydana (nawet bez obwoluty prezentuje się dość przystojnie) i wydrukowana na grubym papierze, który tak lubię. 

Patrząc na ponad pięciuset stronicową książkę i mając świadomość, że spod pióra Knausgårda wyszło jeszcze raptem pięć części, można dojść do wniosku, że czytając ‘Moją walkę’, można zaziewać się na śmierć. Tymczasem burzy ona wszelkie konwencje autobiografii, przechodząc często w filozoficzne i niemal eseistyczne rozważania. Czasem zadowala się leniwym dialogiem z czytelnikiem, opisuje rzeczywistość z zabójczą dokładnością (co miejscami jest męczące, ale z pewnością celowe, w końcu każda retardacja ma sens). Knausgård, zamiast na chronologicznym przebiegu wydarzeń, skupia się na emocjach, jakie mu towarzyszyły, na pedantycznemu pisaniu o rzeczach niepotrzebnych i nic nie wnoszących (zdania o redukcji biegu przed wjazdem na wzniesienie, zgaszeniu silnika, nazwy wszystkich produktów kupionych w sklepie), tak jak pisze się instrukcję mycia zębów, kiedy uczy się pisania instrukcji w podstawówce.

„Sztuka nie czerpie z zewnątrz, nauka nie czerpie z zewnątrz, religia nie czerpie z zewnątrz. Nasz świat zamknął się wokół samego siebie, zamknął się wokół nas i nie ma już żadnej drogi pozwalającej się z niego wydostać. Ci, którzy w tej sytuacji wołają o więcej ducha, o więcej duchowości, niczego nie zrozumieli, bo problem polega na tym, że duchowość przejęła wszystko. Wszystko stało się duchem, nawet nasze ciała - one nie są już ciałami, tylko ideami ciała, czymś, co znajduje się w niebie obrazów i wyobrażeń o nas, w którym rozgrywa się coraz większa część naszego życia”

Pisanie autobiografii w wieku czterdziestu lat jest samo w sobie dość odważnym pomysłem, z góry zakładającym egoistyczny pierwiastek, a nadanie jej tytułu bezpośrednio nasuwającego skojarzenia z „Mein Kampf” Hitlera jest albo bardzo śmiałe, albo bardzo głupie, bo przed lekturą nie można wiedzieć, że walka Knausgårda to tak naprawdę walka z emocjami i zwykłą rzeczywistością, wykonywaniem ciągle tych samych czynności, opieką nad domem i dziećmi. Nie można też wiedzieć, że tak obszerna powieść - wszystkie tomy to prawdopodobnie ponad trzy tysiące stron (sic!)- nie zostawia miejsca na tajemnice, Knausgård niemal odziera się z przywilejów człowieka, który zostawia swoje myśli tylko dla siebie. Przeczytałam tylko pierwszą cześć, a już czuję, jakbym znała go lepiej niż samą siebie, co jest jednocześnie przerażające i intrygujące, bo wszyscy mamy w sobie chęć poznania ludzi, których nie znamy (szczególnie kiedy są sławni i nieosiągalni, i tylko dlatego pudelek jeszcze się nie skończył). Dzieciństwo, dorastanie, studia, miłości, pasje, relacje z bliskimi, „Moja walka” być może jest próbą ‘oczyszczenia’ myśli, nie wiem tylko, czy świadomość, że kilka milionów ludzi na świecie te myśli zna, rzeczywiście jest oczyszczająca. Podobno nie, a mnie wcale to nie dziwi.

„Marki produktów z tamtych czasów to był zupełnie inny świat – gdy o nich myślałem, pojawiał się ze swoimi dźwiękami, smakami i zapachami (…). Wszystko to wciąż istniało. (…) Jedyną istotną różnicą między rzeczywistością dzieci i dorosłych było to, że owe rzeczy nie niosły w sobie już nic więcej. Para butów do piłki nożnej Le Coque była już tylko parą butów. Jeżeli w ogóle coś czułem, trzymając takie buty w ręku, to jedynie echo dzieciństwa, nic innego. Świat był ten sam, a jednak nie taki sam, bo sens w nim się przesunął i dalej się przesuwał, coraz bliższy i bliższy bezsensu”.

kadr teledysku "The Spin", Inqbator, reż. Weronika Izdebska
Knausgård wygląda dobrze, a pisze jeszcze lepiej. Jest chyba najbardziej wrażliwym pisarzem, jakiego dane mi było czytać. Właściwie dopiero, kiedy czytam niektóre fragmenty po raz drugi, jestem zdumiona jego wrażliwością na świat wewnętrzny i zewnętrzny, filozoficznym nastawieniem do życia, próbą zrozumienia ludzi. Wszyscy mówią o doskonałości narracji i rewolucji w prozie autobiograficznej, ale kiedy o tym się na chwilę zapomni, „Moja walka” to tak naprawdę bardzo smutna powieść.

EGZEMPLARZ ZRECENZOWAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA LITERACKIEGO

nasza ocena: 8/10
Wydawnictwo Literackie, 2014
548 stron
do kupienia: EmpikWydawnictwo Literackie 

4 komentarze:

  1. Po przeczytaniu pierwszego tomu, nie mogę się doczekać kolejnych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna recenzja. Też niedawno przeczytałam pierwszy tom "Mojej walki" (recenzja na blogu) i tak jak Ty, jestem oczarowana stylem autora i tak samo zadziwiona, że swoje życie można opowiedzieć w tak fascynujący sposób.
    PS. Knausgard rzeczywiście dobrze wygląda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawda? niektórzy mężczyźni potrafią się bardzo pięknie starzeć :)
      jestem bardzo ciekawa twojej opinii, na pewno zajrzę!

      Usuń
    2. :D Ja mam ogólnie słabość do lekko niechlujnych facetów z długimi włosami <3

      Usuń