Caitlin R. Kiernan, Tonąca dziewczyna


„Książka ta jest, jaka jest, co oznacza,  że może nie być książką, której się spodziewacie”

Tak właśnie Kiernan rozpoczyna „Tonącą dziewczynę” i są to najtrafniejsze słowa, jakimi można określić tę książkę. Podchodziłam do niej bardzo nieufnie i z wielkim dystansem, bo fantastykę czytam wyjątkowo rzadko (żeby nie powiedzieć, że nie czytam jej w ogóle). Tymczasem lektura ta wstrząsnęła mną do tego stopnia, że przez długi czas zastanawiałam się, jak mam wszystkie swoje pokręcone myśli przetopić w słowa.

Jest w tej książce coś niepokojącego, co nie pozwala czytać jej jak zwykłej powieści. „Tonąca dziewczyna” to historia schizofreniczki i trudno o tym zapomnieć albo tego nie zauważyć. Opowieść często przechodząca w spowiedź, dialog myśli, zapiski niemal zbyt intymne. Wyznania Imp wywołują ten charakterystyczny rodzaj uczuć, którym nie można przypisać jednej konkretnej nazwy: coś pomiędzy ciekawością, strachem, obrzydzeniem i fascynacją. „Tonąca dziewczyna” to szokujący opis schizofrenii, próby odróżnienia rzeczywistości od fikcji, faktów od wyobraźni. Niektóre fragmenty musiałam czytać po kilka razy, bo jeden nie był wystarczający; niektóre zdania przeskakiwałam, bo ich czytanie prawie sprawiało ból. Momentami czułam się, jakbym znów oglądała sfilmowany performance Mariny Abramović „Usta Tomasza” – a właściwie oglądam jedynie urywki, bo nie mam w sobie tyle siły żeby patrzeć na Abramović wycinającą żyletką pięcioramienną gwiazdę na swoim brzuchu.

„Imp, widzisz? Widzisz, co to, ten papier na wałku? Dynia. Dwanaście zaczarowanych myszy. Masz oczy i widzisz, jasne, widzisz co i jak i czego ci trzeba, więc proszę skończ z tymi bzdurami, nim zrobi się jeszcze gorzej, zgniłe jabłka i będziesz musiała zacząć od nowa liczyć te przeklęte nasiona gorczycy. Słowa, których nie zdołasz pozbierać jak ziarenek gorczycy i schować je z powrotem w miejscu, z którego przyszły. Widzisz to, prawda? O boże. O mój boże.”

Kiernan stworzyła tak absurdalnie sugestywny świat, że już sama nie wiedziałam, co jest inspiracją, a co jedynie pomysłem autorki. Spędziłam kilka godzin w sieci, szukając dzieł, o których wspomina Imp, niemal z desperacją przeglądając wszystkie strony w Google, próbując znaleźć to, co nie istnieje (chyba, nadal nie jestem pewna, co rzeczywiście istnieje, a co nie). Znalazłam tytułową „Tonącą dziewczynę” Saltonstalla i kilka prac Alberta Perrault, w tym „Fecunda ratis”, obraz przewijający się przez całą książkę. W oryginale wygląda on nieco inaczej niż ta wersja, którą Kiernan przedstawiła w książce. Jej opisowi dużo bardziej odpowiada "Fecunda ratis" w interpretacji Matthew'a Jaffe. 

Fecunda ratis, źródło
Narracja „Tonącej dziewczyny” zatacza koła. Czasem rozgałęzia się w dialog dwóch Imp, jakby India cierpiała też na rozdwojenie jaźni (czy takie są objawy schizofrenii?). Czasem zamienia się w opowiadania, czasem cytuje artykuły, wraca do poprzednich zdarzeń, tego, co zostało zapisane wcześniej. Jak pisze sama Imp, ‘jej pamięć nie jest linią prostą’ i zapis jej myśli też nie rozwija się jak zwykła powieść. Właściwie mogłabym cytować całą książkę, przepisać ją od deski do deski i pozwolić Wam samym wybrać to, co jest najistotniejsze. Chociaż nie jestem pewna, czy można to jednoznacznie stwierdzić. „Tonąca dziewczyna” kiełkuje na stronach powieści, ale zakorzenia się w czytelniku i tylko od niego zależy jak głęboko w nim pozostanie. Jeśli się nie boicie, Kiernan stworzyła opowieść właśnie dla Was. 

EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA MAG

nasza ocena: 8/10
Wydawnictwo MAG, 2014
282 strony
do kupienia: Empik

5 komentarzy:

  1. Witam,

    prace "Tonąca dziewczyna" oraz wersja zaginiona obrazu została wykonana przez Michaela Zulli, zdjęcie Saltonstalla także sfabrykował Zulli.

    Pozdrawiam Kamila

    OdpowiedzUsuń
  2. Tacy malarze w ogóle nie istnieją ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to zwariowałam. pięknie. :<<

      Usuń
    2. Po prostu napisała tak sugestywnie, że na tej podstawie powstały obrazy :)

      Usuń