„Książka ta jest, jaka jest, co oznacza, że może nie być książką, której się
spodziewacie”
Tak właśnie Kiernan rozpoczyna „Tonącą dziewczynę” i są to
najtrafniejsze słowa, jakimi można określić tę książkę. Podchodziłam do niej
bardzo nieufnie i z wielkim dystansem, bo fantastykę czytam wyjątkowo rzadko
(żeby nie powiedzieć, że nie czytam jej w ogóle). Tymczasem lektura ta wstrząsnęła
mną do tego stopnia, że przez długi czas zastanawiałam się, jak mam wszystkie
swoje pokręcone myśli przetopić w słowa.
Jest w tej książce coś niepokojącego, co nie pozwala czytać
jej jak zwykłej powieści. „Tonąca dziewczyna” to historia schizofreniczki i
trudno o tym zapomnieć albo tego nie zauważyć. Opowieść często przechodząca w
spowiedź, dialog myśli, zapiski niemal zbyt intymne. Wyznania Imp wywołują ten
charakterystyczny rodzaj uczuć, którym nie można przypisać jednej konkretnej
nazwy: coś pomiędzy ciekawością, strachem, obrzydzeniem i fascynacją. „Tonąca dziewczyna”
to szokujący opis schizofrenii, próby odróżnienia rzeczywistości od fikcji,
faktów od wyobraźni. Niektóre fragmenty musiałam czytać po kilka razy, bo jeden
nie był wystarczający; niektóre zdania przeskakiwałam, bo ich czytanie prawie sprawiało
ból. Momentami czułam się, jakbym znów oglądała sfilmowany performance Mariny
Abramović „Usta Tomasza” – a właściwie oglądam jedynie urywki, bo nie mam w
sobie tyle siły żeby patrzeć na Abramović wycinającą żyletką pięcioramienną gwiazdę
na swoim brzuchu.
„Imp, widzisz? Widzisz, co to, ten papier na wałku? Dynia. Dwanaście
zaczarowanych myszy. Masz oczy i widzisz, jasne, widzisz co i jak i czego ci
trzeba, więc proszę skończ z tymi bzdurami, nim zrobi się jeszcze gorzej,
zgniłe jabłka i będziesz musiała zacząć od nowa liczyć te przeklęte nasiona
gorczycy. Słowa, których nie zdołasz pozbierać jak ziarenek gorczycy i schować
je z powrotem w miejscu, z którego przyszły. Widzisz to, prawda? O boże. O mój
boże.”
Kiernan stworzyła tak absurdalnie sugestywny świat, że już
sama nie wiedziałam, co jest inspiracją, a co jedynie pomysłem autorki. Spędziłam kilka
godzin w sieci, szukając dzieł, o których wspomina Imp, niemal z desperacją
przeglądając wszystkie strony w Google, próbując znaleźć to, co nie istnieje (chyba,
nadal nie jestem pewna, co rzeczywiście istnieje, a co nie). Znalazłam tytułową
„Tonącą dziewczynę” Saltonstalla i kilka prac Alberta Perrault, w tym „Fecunda ratis”,
obraz przewijający się przez całą książkę. W oryginale wygląda on nieco inaczej niż ta wersja, którą Kiernan przedstawiła w książce. Jej opisowi dużo bardziej odpowiada "Fecunda ratis" w interpretacji Matthew'a Jaffe.
![]() |
Fecunda ratis, źródło |
Narracja „Tonącej dziewczyny” zatacza koła. Czasem rozgałęzia
się w dialog dwóch Imp, jakby India cierpiała też na rozdwojenie jaźni (czy takie
są objawy schizofrenii?). Czasem zamienia się w opowiadania, czasem cytuje
artykuły, wraca do poprzednich zdarzeń, tego, co zostało zapisane wcześniej. Jak
pisze sama Imp, ‘jej pamięć nie jest linią prostą’ i zapis jej myśli też nie
rozwija się jak zwykła powieść. Właściwie
mogłabym cytować całą książkę, przepisać ją od deski do deski i pozwolić Wam
samym wybrać to, co jest najistotniejsze. Chociaż nie jestem pewna, czy można
to jednoznacznie stwierdzić. „Tonąca dziewczyna” kiełkuje na stronach powieści,
ale zakorzenia się w czytelniku i tylko od niego zależy jak głęboko w nim
pozostanie. Jeśli się nie boicie, Kiernan stworzyła opowieść właśnie dla Was.
EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA MAG
nasza ocena: 8/10
Wydawnictwo MAG, 2014
282 strony
do kupienia: Empik
Witam,
OdpowiedzUsuńprace "Tonąca dziewczyna" oraz wersja zaginiona obrazu została wykonana przez Michaela Zulli, zdjęcie Saltonstalla także sfabrykował Zulli.
Pozdrawiam Kamila
czyli nie zwariowałam? :D :D
UsuńTacy malarze w ogóle nie istnieją ;P
OdpowiedzUsuńno to zwariowałam. pięknie. :<<
UsuńPo prostu napisała tak sugestywnie, że na tej podstawie powstały obrazy :)
Usuń