Devin Jones – główny
bohater książki zatrudnia się w wesołym miasteczku tratując te posadę jako
pracę wakacyjną. Zapoznaje się ze wszelkimi zasadami pracy jako ‘człowiek od
wszystkiego’. Poznaje typowe słownictwo, zasady działania wszystkich urządzeń
oraz sposoby opieki nad odwiedzającymi. Lecząc złamane serce po rozstaniu z
dziewczyną wraz z przyjaciółmi próbuje rozwiązać zagadkę śmierci(morderstwa,
samobójstwa, zniknięcia?) młodej dziewczyny… Po drodze czeka go wiele
‘pierwszych razów’, nowych ludzi oraz niespodziewanych zdarzeń, które nie
zawsze przysporzą mu zabawy, jak na
Joyland przystało. I mogą zmienić bezpowrotnie jego życie.
Jak już wspomniałam „Joyland” to nie horror – to bogata
mieszanka innych, różnorodnych gatunków literackich. Każdy znajdzie tutaj coś
dla siebie. Miłośnicy romansów w pełni nasycą się wątkiem Devina i jego ukochanej.
Pasjonaci kryminałów będą zachwyceni zagadkami i próbującymi je rozwiązać
bohaterami. Nie zapomniano też o sympatykach powieści obyczajowej – pojawią się
tutaj zdarzenia i ludzie, które podziałają silnie na nasze uczucia i nie
pozostaną też bez wpływu na losy bohaterów. Stephen King stworzył zupełnie coś
innego i niepodobnego do swoich poprzednich dzieł. Połączył wiele wątków
tworząc ciekawą powieść.
Doskonale wykreował bohaterów i małomiasteczkowy klimat, co
jest już absolutną tradycją. Dzięki temu łatwo było się oswoić z książką i bez
pamięci zanurzyć się w jej niezwykłym klimacie. Wraz z bohaterami dorastamy,
przemijamy, przeżywamy. I to największy plus – metamorfozy postaci, których za
żadne skarby bym się nie spodziewała. Niezwykłe jest też to, jak King potrafi
zaciekawić i zwyczajnie zagadać czytelnika, który zapomina o otaczającym go
świecie.
Historia, którą przedstawił nie jest byle jaka. Nie należy
do tych, które po przeczytaniu uciekają z naszej pamięci. Wręcz przeciwnie
pozostają w naszych głowach na długi czas. Pozwalają zastanowić się nad
otaczającą nas rzeczywistością.
Książka jest niesamowicie lekka i przyjemna – da się ją bez
problemu pochłonąć w kilka chwil. Czyta się szybko, a miłym zaskoczeniem były
również przerywniki między kolejnymi partiami tekstu w postaci czarnych, małych
serduszek. Joyland wciąga, bawi, intryguje, trochę przeraża i zmienia. Każdego
pochłania tam JOY, którą nieprędko się zapomina.
„Mamy jednak nadzieję, że zawsze będziecie wspominać czas
spędzony w Joylandzie jako coś wyjątkowego. Nie sprzedajemy mebli. Nie
sprzedajemy samochodów. Nie sprzedajemy ziemi, domów ani funduszy emerytalnych.
Nie mamy żadnych celów politycznych. Sprzedajemy zabawę.”
I ja chyba na małą porcję takiej zabawy bym się skusiła. Pod
warunkiem, że dostarczy mi takiej przyjemności, jak dzieło Kinga.
nasza ocena: 9/10
Prószyński i S-ka, 2013
336 stron
do kupienia: Empik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz