Erin Kelly, Broadchurch


"Broadchurch" zaczęłam oglądać oczywiście tylko i wyłącznie dlatego, że Ólafur Arnalds robił muzykę. Szybko okazało się, że serial ma nie tylko świetną ścieżkę dźwiękową, ale cała reszta również mocno daje radę. Przepiękne, sielskie krajobrazy, powolna akcja, skupienie się na emocjach zamiast na - typowym dla kryminałów -  jak najszybszym rozwiązaniu sprawy, fantastyczny akcent Tennanta, naprawdę zaskakujące zakończenie i równie dobry drugi sezon. Wszystko to sprawia, że "Broadchurch" jest wyjątkowy i zupełnie nie dziwi wielkość publiczności, jaką zgromadził przed telewizorami. Książce Erin Kelly jednak wszystkiego tego brakuje. 

Miasteczkiem Broadchurch wstrząsa niespodziewana śmierć jedenastoletniego Danny’ego Latimera. Policja stwierdza, że chłopak został zamordowany i rozpoczyna poszukiwania zabójcy, który z pewnością jest jednym z mieszkańców Broadchurch. Uczuciowa sierżant Ellie Miller i opryskliwy, nieufny komisarz Alec Hardy podejrzewają wszystkich mieszkańców, którzy na tę noc nie mają zagwarantowanego alibi, ale każdy dzień - zamiast zbliżać ich do zakończenia śledztwa - podsuwa nowe tropy i weryfikuje ich teorie. Nie zobaczymy tu nowoczesnej technologii i badania próbek pobranych w miejsca zbrodni w sterylnych laboratoriach. Policjanci w Broadchurchu borykają się z całkiem przyziemnymi problemami - brakiem pieniędzy, kłopotami zdrowotnymi, nieufnością mieszkańców i próbami zatajenia niewygodnych faktów. Odnalezienie mordercy nie jest zadaniem na czterdzieści minut, nie trwa przez jeden odcinek i nie wystarczą do tego zaawansowane programy i dwa przesłuchania. 

Nie spodziewałam się, że lektura powieści zagwarantuje mi takie same emocje jak oglądanie serialu. Znałam zakończenie i kolejność wydarzeń. Czytając, odtwarzałam w głowie poszczególne sceny, bohaterowie mówili głosem aktorów i mieli ich twarze. Moja uwaga skupiła się na warstwie językowej. Niezwykle pozytywne opinie dotyczące stylu Kelly i tego, jak świetnie oddała charakter serialu (a nawet że książka jest od niego lepsza) niestety są tylko frazesem na okładce i niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Piękne krajobrazy i malownicze widoki znikają gdzieś między banalnymi porównaniami a brakiem opisów. Bardzo prosty język nijak ma się do tajemniczości, jaką te zdjęcia wprowadzają do serialu. Czasem wiatr zaplata bohaterce włosy w dredy, a czasem ktoś porównuje coś do detrytusu. Zdarza się, że postacie wypowiadają się jak nastolatkowie, łatwym językiem, który aż razi w ich ustach. Kelly unika mocnych słów, narracji brakuje ostrzejszego tonu. Owszem, fabuła skupia się na morderstwie jedenastoletniego chłopca, ale, na boga, nie jest to książka dla dzieci. Dlaczego zamiast uprawiać seks dwójka dorosłych ludzi „na swój sposób zasiedziała się do późna”? Przez to że warstwa językowa jest tak uboga, akcja biegnie dużo szybciej niż w serialu. Znika urok powolnego odkrywania kolejnych kart, przedłużającego się milczenia, akcentu Hardyego, który nadaje wszystkim jego wypowiedziom charakterystycznej ostrości. Nie widać grymasów twarzy, bezsilności i zrezygnowania, rozrywającego serce cierpienia, tych chwil tuż przed rozpłakaniem się, kiedy oczy są pełne łez. Pozostaje to, co łatwo oddać słowem - dialogi, czynności, bójki, krzyki, załamywanie rąk i wydawanie rozkazów. 

kadr z "Broadchurch", reż. Chris Chibnall
Kelly pogłębiła trochę psychologizację postaci, ale myśli bohaterów stanowią dość trudny element do pokazania w filmie, więc nie dodawałabym tego do jej zasług. Poza tym głębszy wymiar zyskuje tylko kilka postaci: Beth (matka Danny’ego), Ellie i Hardy. Komisarz, w filmie mało sympatyczny i skryty, tutaj nagle traci swoją tajemniczość - dostajemy czysty zapis jego myśli, rozterek i problemów. Dobrze chociaż, że myśli bohaterów nie są sztampowe, wymykają się schematom (chociaż czasem robią to aż do przesady), czasem ocierają się o tandetę i kicz, co jest ciekawą przeciwwagą dla poruszanego trudnego, poważnego tematu, ale obawiam się, że to przypadek i nie takie było zamierzenie. 

Książka Erin Kelly nie jest zła, bo bazuje na bardzo dobrej historii. Warsztat pisarski autorki strasznie mnie zawiódł, ale nie można powiedzieć, że nie da się tego czytać. Czyta się nieźle - to kryminał ze świetnie skonstruowaną fabułą i bohaterami. Sukces powieści jest jednak tylko odcinaniem kuponów od popularności serialu, więc jeżeli ktoś ma wybór między książką a serialem: zdecydowanie polecam "Broadchurch" obejrzeć. 


*"Broadchurch" przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego
429 stron, Wydawnictwo Literackie, 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz