Aż czasami krzyczeć się chce, jak się patrzy na stosiki
bestsellerów w księgarniach. Dziw bierze, że ludzie naprawdę najwięcej kupują
takich książek. Przez empiki przetaczają się fale ‘TOP tytułów’ i nagle wszyscy
moi znajomi coś czytają. I tak, jakoś trochę przypadkiem, a trochę naumyślnie i
z ciekawości, w moje ręce trafia jakiś bestseller.
Czytelnicze ‘bum’
Zaczęło się chyba od „Harrego Pottera”. Później Stephanie
Mayer napisała „Zmierzch”. A potem poszło już z górki. „Pamiętniki wampirów”.
Cykl Sookie Stackhouse (znany bardziej pod nazwą serialu -‘True Blood’). „Dom
nocy”. „Millenium”. „Igrzyska śmierci”. „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Miliony
sprzedanych egzemplarzy, tysiące fanów na całym świecie, niezliczone fanpage na
facebooku, ekranizacje, reklamy, grube pieniądze.
Jedyna cecha wspólna tych tytułów, jaka nasunęła mi się na
myśl, to kilkutomowość. Żaden z nich nie zawiera się w jednej książce. Od nieśmiertelnych
trylogii, przez czterotomowy ‘Zmierzch’ do astronomicznej liczby czternastu
tomów ‘The Southern Vampire Mysteries’. Książki stają się papierowym
odpowiednikiem serialu. Historie ciągnące się w nieskończoność, wymyślne
intrygi, które mają wzbogacić akcję, spory nierozwiązane od trzech tomów,
pikantne romanse tego z tym i tym. Dlatego nie lubię serii i serii zwykle nie
czytuję. Jeszcze nie zdarzyło się, żeby wszystkie tomy były tak samo dobre.
(Może wybieram złe serie).
Na chybił trafił
Wchodzę do Empiku. W dziale z książkami pierwsza w oczy
rzuca się lista bestsellerów. Ewa Chodakowska, Perfekcyjna pani domu i
Agnieszka Chylińska dla dzieci. Gdzieś tam najnowszy ‘Wiedźmin’, trochę Alice
Munro, Kinga i ‘Pięćdziesięciu twarzy Greya’. Trochę smutek, że albo czytałam,
albo nie potrzebne mi to, albo fantastyka. Empik to taka ‘sieciówka’ z półkami
zamiast wieszaków. Sprzedaje to, co się sprzedaje – niekoniecznie książki z
potencjałem.
‘O. Numer jeden na liście najlepiej sprzedających się
książek New York Timesa, numer jeden w Empiku, w przyszłym roku film.
WYPADAŁOBY PRZECZYTAĆ’. A jeśli nie tylko ‘nie wypadałoby’ ale to kompletna
strata czasu? Nie wszystkie powieści, na których podstawie stworzono film,
zostały zekranizowane dlatego, że są bardzo dobre. Często z gruntu są bardzo
głupiutkie. Jeśli by na tapetę wziąć „Zmierzch” czy „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
okazuje się, że główne bohaterki to tak naprawdę małe, biedne dziewczynki o
dość infantylnym spojrzeniu na świat. Jeśli komuś taka literatura odpowiada,
proszę bardzo: kupić i przeczytać można wszystko. Warto tylko odpowiedzieć
sobie na pytanie, czy za kilka (czy nawet kilkanaście) lat ich widok na półce
nie będzie powodował na policzkach rumieńców wstydu.
Biblioteczka slow
Nie lubię kupować książek ‘po okładce i opisie’. Nie
potrafię wejść do księgarni i wyjść z pierwszą lepszą powieścią z brzegu. Raz:
nie mam tyle pieniędzy. Dwa: nie mam miejsca na nowe książki. Trzy: ideologia slow ostatnio dość mocno wpłynęła na
moje zakupy, uszczuplając je do ‘minimum minimum’. Na mojej półce nie zalega dziesięć
książek z etykietką ‘do-przeczytania-jak-będzie-czas’. Nie kupuję powieści, do
których nie jestem przekonana. Nie oznacza to oczywiście, że mam same ‘wspaniałe
książki’, bo czasami wrażenia po lekturze są bardzo niewymierne do oczekiwań. Z
większości jednak jestem zadowolona. Mam takie, które czytałam już kilka razy i
na pewno jeszcze nie raz będę czytać. I chyba właśnie o to chodzi w kupowaniu
książek, prawda?
# 'Modne czytanie' miało być jednym wpisem dotyczącym czytania i kupowania tylko i wyłącznie bestsellerów. Okazało się, że to temat rzeka, a tutaj poruszyłam tylko jakiś niewielki fragment, więc postów o 'slow reading' (jak roboczo to nazwałam*) będzie więcej.
*nazwa 'slow reading' funkcjonuje jako pojęcie 'wolnego czytania', ja chciałabym, żeby było to szersze odwołanie: do całej ideologii slow
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz