Sześć rąk zakopanych w ziemi, pięć zaginięć młodych dziewczynek... Wszczęto śledztwo. Kilkuosobowa grupa kryminologów prowadzi dochodzenie w owej sprawie. Na jej czele stoi Goran Gavila, a do stałych członków dołącza młoda policjantka Mila Vasquez-ekspert w odnajdywaniu zaginionych dzieci. Morderca, dziedzicząc imię po poprzednim zbrodniarzu, Albercie, pozostawia po sobie ślady, bez przerwy ujawniają kolejne tropy... Grupa prowadząca dochodzenie znajduje poszczególne ciała w starannie dobranych miejscach. Zabójcy są ukryci pod porządnymi obywatelami, a śledztwo powoli zamienia się w krwawą wyprawę w przeszłość morderców... Czy agentom w końcu uda się odnaleźć szóstą, niezidentyfikowaną ofiarę? Czy dziewczynka jeszcze żyje? Czy tak naprawdę zespół śledczych jest wobec siebie uczciwy?
Odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania znajdziemy w powieści Carrisi'ego. I trzeba się uzbroić w cierpliwość, bo na każdą z nich trzeba baaardzo długo czekać. Bowiem akcja powieści rozwija się w żółwim tempie. Dopiero po 200 stronie zaczyna dziać się coś ciekawego. Ale mimo nieznacznego rozwinięcia akcji do tekstu wkradają się niepotrzebne-według mnie- ogólne rozmyślania. Sprawiają, że poszczególne rozdziały są okropnie flegmatyczne i czytelnik chce jak najszybciej przejść do następnego, a chyba nie o to chodzi w dobrej powieści. I jest to wg mnie największy minus tej książki.
Kolejną rzeczą, która mi się nie spodobała było ogólne zagmatwanie wśród bohaterów. Nawet po przeczytaniu powieści nie do końca wiedziałam kim jest Stren, a kim Boris. Ogólnie bohaterowie niezbyt przypadli mi do gustu. Najbardziej jednak polubiłam patologa biorącego udział w śledztwie, Changa. Nie odegrał w powieści dużej roli, ale był OK.
Na plus w powieści można(a nawet trzeba) zaliczyć pomysł. Pomysł! Gdyby nie on, z pewności książka nie znalazłaby się w moich rękach. Niesamowicie spodobała mi się koncepcja-sześć rąk, pięć ofiar, gra w "kotka i myszkę"... I za to autorowi należy się ogromna pochwała. Genialnie wymyślone!
Pozytywem w tej książce było niezwykle zaskakujące zakończenie większości rozdziałów.
Dodam, że po raz kolejny nie spodziewałam się takiego zakończenia. W tym wypadku było dla mnie całkowicie zdumiewające. Byłam przekonana, że książka skończy się inaczej. Powieść z pewnością nie jest przewidywalna, bo nie udało mi się niczego trafnie wytypować.
Ogólnie rzecz biorąc, "Zaklinacz" ma tyle superlatyw, co minusów. Dlatego też w naszym notowaniu daję mu taką ocenę. Gdyby nie ten flegmatyczny, parusetstronicowy początek, thriller mogłabym zaliczyć do wartych przeczytania. Ale niestety, jeśli chcemy poznać zakończenie, trzeba przebrnąć przez żółwi początek, by znaleźć się przy rozwiązaniu "systemu mordowania" Alberta.
EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA ALBATROS
nasza ocena: 5/10
Albatros, 2011
480 stron
do kupienia: Empik
do kupienia: Empik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz