Pages

wtorek, 28 stycznia 2014

zapowiedzi wydawnicze - LUTY 2014




Timur Vermes, On wrócił
data wydania: 5 luty 2014
Adolf Hitler budzi się na opuszczonej parceli i ze zdziwieniem konstatuje, że nie jest już w bunkrze, Martin Bormann nie odpowiada na wezwania, a mijający go przechodnie nie odpowiadają na tradycyjne niemieckie przywitanie. Chwilę później zgrozą odkrywa, że jest rok 2011. Próbując oswoić się ze współczesną rzeczywistością, przez przypadek zostaje uznany za komika podszywającego się pod dyktatora i dostaje propozycję wystąpienia w telewizyjnym show… I okazuje się medialnym odkryciem. Odcinki z jego udziałem biją rekordy popularności, zarówno w telewizji, jak i w internecie. Stacje informacyjne, radio i prasa coraz częściej zwracają na niego uwagę. Hitler staje się celebrytą. W wolnych chwilach stara się stworzyć Nową Rzeszę…
Ostra satyra na granicy politycznej poprawności.


Sonali Deraniyagala, Tsunami
data wydania: 20 luty 2014
Rankiem 26 grudnia 2004 roku Sonali Deraniyagala straciła rodziców, męża i dwóch synków w tsunami, które uderzyło w południowe wybrzeże Sri Lanki. Ona sama cudem przeżyła wielką falę. W swoim niezwykłym, bezlitośnie szczerym pamiętniku opisuje pierwsze przerażające chwile i długi proces dochodzenia do siebie po tragedii. Pasjonującą, pozbawioną sentymentalizmu książkę cechuje doskonałe wyważenie akcentów. Obserwujemy zmagania autorki w pierwszych miesiącach po kataklizmie: bunt i niezgodę na rzeczywistość, której nie potrafi ani wyprzeć, ani stawić jej czoła. W miarę upływu lat Sonali wychodzi ze stanu odrętwienia. Pozwala sobie wracać pamięcią do udanego, radosnego życia, którego tak dotkliwie jej brakuje: do londyńskiego domu, do narodzin dzieci, do roku, w którym poznała w Cambridge swego męża, do dzieciństwa spędzonego w Kolombo. Przez cały czas stara się utrzymać równowagę pomiędzy świadomością tego, co bezpowrotnie utraciła, a potrzebą zachowania rodziny w żywej pamięci.

Martin Sixsmith, Tajemnica Filomeny
data wydania: 18 luty 2014
Irlandia, rok 1952. Nastoletnia Filomena Lee zachodzi w przypadkową ciążę, rodzina wysyła ją do klasztoru w miejscowości Roscrea, w hrabstwie Limerick, do miejsca gdzie zakonnice „opiekują się upadłymi kobietami”. Kiedy chłopiec, którego urodziła, kończy trzy lata, zostaje odebrany matce, „sprzedany” przez zakonnice do adopcji amerykańskiej rodzinie i wywieziony z Irlandii. Zmuszona do formalnego zrzeczenia się wszelkich praw do dziecka, nigdy więcej go nie zobaczyła, kolejne pięćdziesiąt lat spędziła na poszukiwaniach. Przez te wszystkie lata nie miała pojęcia, że i syn szukał jej przez całe swoje życie.
Michael – jak nazwali go przybrani rodzice – Hess wyrósł na jednego z najlepszych waszyngtońskich prawników. Zajmował wysokie stanowisko w strukturach Partii Republikańskiej za czasów administracji George’a Busha Seniora. Ale syn Filomeny miał pewną tajemnicę: był gejem. Waszyngton w latach osiemdziesiątych nie należał do miejsc gdzie można było otwarcie i z dumą mówić o swojej odmiennej orientacji seksualnej. Kiedy zachorował na AIDS, starał się to ukryć tak długo, jak to było możliwe. Wiedząc, że zostało mu niewiele czasu, powrócił do Irlandii, by błagać zakonnice o pomoc w odnalezieniu matki, którą pragnął zobaczyć przed śmiercią. Odmówiły.
„Tajemnica Filomeny” jest poruszającą opowieścią o matce i synu rozdzielonych przez bezduszne instytucje oraz morze urzędniczej hipokryzji po obu stronach Atlantyku. Martin Sixsmith w fascynujący sposób opisuje miłość i stratę, wywołując łzy wzruszenia, ale i uśmiech nadziei, ponieważ jest to historia także o przebaczeniu.

Patti Smith, Obłokobujanie 
data wydania: 11 luty 2014
Patti Smith zastanawiała się, czy nie zostać malarką, ale ostatecznie uznała, że nie ma do tego drygu. A jednak Obłokobujanie to obraz namalowany słowami – jest w nim czułość i wrażliwość poetki, bogactwo szczegółów właściwe dziełom flamandzkich mistrzów i odrobina szaleństwa nowojorskiej bohemy.
Autorka Poniedziałkowych dzieci zastrzega, że również w tej książce wszystko jest prawdą. Pierwszy egzemplarz podarowała ojcu. Zdążył przeczytać, zanim umarł. Powiedział swej córce, że dobrze się spisała.
Obłokobujanie to prozatorsko-poetycka opowieść o stawaniu się artystką.






Herta Müller, Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek
data wydania: 25 luty 2014
Herta Müller, znana z wybitnych powieści, uhonorowana za swą twórczość literacką Nagrodą Nobla, całe życie pisze jeden bezbrzeżny tekst o związku jednostki z historią. Tym razem opowiada o sobie i swoim życiu w znakomitych esejach. Pisze o strachu i przemocy, o przyjaciołach i zdrajcach, o masie i władzy, o tym, jakie pocieszenie w największej rozpaczy daje literatura.







Katarzyna Puzyńska, Motylek
data wydania: 6 luty 2014
W mroźny zimowy poranek na skraju wsi zostaje znalezione ciało zakonnicy. Początkowo wydaje się, że kobietę potrącił samochód. Szybko okazuje się jednak, że ktoś ją zabił i potem upozorował wypadek. Kilka dni później ginie kolejna osoba. Ofiary nie wydają się być ze sobą w żaden sposób związane.
Zaczyna się wyścig z czasem. Policja musi odnaleźć mordercę, zanim zginą następne kobiety.
Śledztwo ujawnia tajemnice mrocznej przeszłości zakonnicy, przy okazji odkrywając też mniejsze lub większe przewiny mieszkańców sielskiej – tylko na pozór – sielskiej miejscowości.





Lisa Scottoline, Nie odchodź
data wydania: 4 luty 2014
Mike Scanlon, trzydziestosześcioletni lekarz, odbywa służbę w Afganistanie, tęskniąc do pozostawionej w kraju żony Chloe i niedawno urodzonej córeczki. Wiadomość o nagłej śmierci Chloe jest dla niego wstrząsem. Równie wielkim okazują się szczegóły, które odkrywa wkrótce po powrocie, a które zmuszają go do zadania sobie pytania, na ile i czy w ogóle znał swoją żonę… i siebie. Musi też zdecydować, czy jest w stanie sam zająć się córką, dla której stał się zupełnie obcym człowiekiem. Mike uświadamia sobie, że najważniejszą bitwę swojego życia będzie musiał dopiero stoczyć, ryzykując wszystko, by ocalić to, co dla niego najdroższe.
Na ile jesteśmy w stanie poznać swoich bliskich i zrozumieć motywy ich działań? Jak bardzo samotność może mieć wpływ na autodestrukcyjne zachowania? Czy nieobecny dotąd w życiu dziecka ojciec może być równie dobrym rodzicem jak matka? Co to znaczy być bohaterem?


środa, 22 stycznia 2014

Nicholas Sparks, Pamiętnik


Myślę, że mój 'pierwszy raz' z panem Sparksem to bardzo udany 'raz'. I myślę, że na owym 'razie' się nie skończy. Wszyscy go chwalą, wszyscy kochają, wszystko ekranizują, a on wszystkich zachwyca.

"Pamiętnik" to klasyk. O prawdziwej do szpiku kości miłości. Od pierwszego wejrzenia i na zawsze. Bez wahania mogę ją nazwać idealną i najpiękniejszą, jaką słyszałam.Nieobecna w dzisiejszych czasach. Jak marzenie każdego człowieka. Zachwyciła mnie jej prostota i autentyczność.

Nie jestem wyjątkowy, co do tego nie mam wątpliwości. Jestem zwyczajnym człowiekiem o zwyczajnych myślach i wiodłem zwyczajne życie. Nikt nie postawił pomnika ku mej czci, a moje imię szybko pójdzie w zapomnienie, lecz kochałem - całym sercem i duszą - a to moim zdaniem wystarczająco dużo. ”

Trudno mi zebrać słowa, żeby ją ocenić i zaszufladkować. Jak dla mnie każdy musi sam doświadczyć tego, co przekazuje nam Sparks i uwierzyć, że może się to przytrafić każdemu z nas. 

Pochłonęłam ją jak domowy obiad po całym tygodniu w internacie, a jednocześnie delektowałam się każdym słowem. Za każdym razem przenosiłam się w jej głąb, by móc towarzyszyć bohaterom. Przeżywać wraz z nimi rozstania i powroty, wzloty i upadki. 

Nie płakałam tylko dlatego, że czytałam ją, jadąc w autobusie. Ale zapewniam, że w środku szlochałam, ale nie bez powodu. Pełna pięknych słów, które zostają w głowie na zawsze. Pokazująca jak udało się pokonać przeciwności losu. Określę to w ten sposób: nie wahajcie się po nią sięgnąć, bo jest jednym słowem po prostu: PIĘKNA. Ma tylko jedną, zasadniczą wadę: za szybko się skończyła.

nasza ocena: 10/10
Wydawnictwo Albatros, 2003
207 stron
do kupienia: Empik

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Anna Ficner-Ogonowska, Krok do szczęścia


Po świetnej pierwszej części opowieści o Mikołaju i Hance (recenzja tu), „Krok do szczęścia” został przeze mnie oficjalnie zaliczony do największych książkowych pomyłek. Akcja może i trochę przyspiesza (o czym świadczy chociażby JEDYNE CZTERYSTA STRON), ale przez większość czasu i tak nic się nie dzieje, przez co w pewnym momencie czytałam tylko po to, żeby ją skończyć.

Szczęściu Mikołaja i Hanki znowu przeszkadzają życiowe zawirowania. Mikołaj z Przemkiem wyjeżdżają do Afryki, aby nadzorować budowę dwóch hotelów, a plany o wspólnych wakacjach zamieniają się w gruzy. Dla Dominki wielkimi krokami zbliża się czas rozwiązania. Jakby tego było mało, Hania odkrywa rodzinny sekret, a w jej życiu pojawia się osoba, o której istnieniu nie miała pojęcia.

Po świetnie wypromowanym  „Alibi…”, „Krok do szczęścia” jest kolejną bestsellerową pozycją. W środku opinie o pierwszej części, na okładkach Anna Dereszowska i Artur Żmijewski znów porównujący Ficner-Ogonowską do Agathy Christie (ja osobiście nie potrafię znaleźć żadnej cechy wspólnej kryminałów Christie i prozy Fincer-Ogonowskiej).

„<Obiecaj, że się odezwiesz, jak dojedziesz.>
<Obiecuję.>
<Będę z Tobą.>
<Wiem.>
<KCb>
<JCt>”

Nie wiem, co irytowało mnie bardziej: ciągłe krążenie wokół siebie Hanki i Mikołaja, wiersze Hanki (dla mnie niezbyt udane, ale przecież nie recenzuje poezji tylko prozę) czy ckliwe smsy zakochanych w „młodzieżowym slangu”. Młodzieżowy slang celowo piszę w cudzysłowie, bo nie wiem, czy ktokolwiek z młodzieży jeszcze tak pisze smsy. Ani to urocze, ani zabawne, a zakochani chyba rzadko porozumiewają się telegraficznym skrótem (istnieją pakiety, no.).

 „Wypracowali już swój własny, prywatny i bardzo intymny kod emocji, którym porozumiewali się nieustannie, a zwłaszcza wtedy gdy nie mieli czasu na słowa (…). Najbardziej lubiła ten moment, gdy otwierała wiadomość i znajdowała w niej kilka wiele jej mówiących liter: „kCbit”, których zlepek oznaczał: kocham Cię bardzo i tęsknię. Zazwyczaj odpisywała wtedy: „jCtitt”.

Czytałam kilka recenzji „Kroku do szczęścia” i wszystkie zgodnie twierdzą, że druga powieść Ficner-Ogonowskiej jest znacznie lepsza niż pierwsza. Wygląda na to, że tylko ja uważam zupełnie odwrotnie. Po trzecią część cyklu z własnej woli nie sięgnę. Nie i już. 

nasza ocena: 4/10
Wydawnictwo Znak, 2012
415 stron
do kupienia: EmpikWydawnictwo Znak

niedziela, 12 stycznia 2014

Winter reading, czyli książki na zimowe wieczory

źródło: tumblr.com

Zima nie jest może najbardziej lubianą porą roku – większość woli wiosnę i lato, kiedy wszystko ożywa, w przeciwieństwie do zimnych i szarych dni. Ja (mam nadzieję, że nie jestem sama) należę jednak do tej części ludzkości, która wielbi duże swetry, grube skarpety, gorącą herbatę, pachnące świeczki, cieplutki kocyk i śnieg za oknem. I do tego nie może zabraknąć równie ciepłej książki.  

 Warto zastanowić się co będzie idealną lekturą na długie wolne wieczory w zimowe miesiące. Na początku: co rozumiem pod pojęciem idealna „zimowa” książka. To taka pozycja, która pozwoli nam oderwać się od nawału obowiązków, pozwoli odetchnąć, pomyśleć, wspomnieć, podsumować, pomarzyć, zastanowić się, przede wszystkim – wyłączyć się i zostać sam na sam ze sobą i wersami powieści. I postanowiłam zrobić zbiór takich książek – tych, które przeczytałam i takich, które bardzo chciałabym przeczytać w czasie zimy, której jak na razie niestety nie widać, ale dobra książka jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Więc mam nadzieję, że poniższe zestawienie pomoże wybrać komuś coś dla siebie, nie tylko na zimę, ale może zostanie z utworem na dłużej.
 
"Bez mojej zgody" i inne powieści Jodi Picoult
  
Na blogu można już znaleźć chyba 3 recenzje powieści tej autorki i każda z nich idealnie nadaje się do dzisiejszej listy. Grube, wciągające, życiowe, wyjątkowe i prawdziwe książki, przy których każdy zostanie na dłużej bez względu na swoje gusta czytelnicze. Nie pozwolą nudzić się ani przez chwilę.

 "Dallas '63" Stephena Kinga

Również zrecenzowana i również gruba. I równie wciągająca. Przekona do siebie nawet najbardziej wybrednego czytelnika. Jak wszystkie powieści Kinga jest naprawdę bardzo dobra, chociaż zupełnie inna. Pozwala spojrzeć na jego twórczość z innej perspektywy, a pod kocykiem i z gorącą herbatą uda się to jeszcze bardziej skutecznie. 

"Harry Potter" J.K. Rowling 

Wiem, że było już miliard razy, ale mimo całej popularności, sławy, dobrych i złych opinii nie mogę nie zamieścić tych pozycji na tej liście. Znaczą dla mnie - i mam nadzieję, że nie tylko dla mnie bardzo wiele. A w zimowy wieczór będą najlepszymi kandydatami do wspomnień oraz pozwola poczuć się magicznie (a nie AUTENTYCZNIE).

Nicolas Sparks

Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z jego twórczością w formie książkowej, ale jeśli niektórzy piszą, że są lepsze od filmów to coraz bardziej mnie do nich ciągnie(mam nadzieję, że nie będzie deficytu jego powieści w miejskiej bibliotece, chociaż wcale by mnie to nie dziwiło). Opowieści o miłości, rozstaniu, rozłące, wyciskające łzy jak na romanse przystało, ale i takie książki trzeba przeczytać. A myślę, że Sparks spełni wszystkie nasze wymagania. 


"Przeminęło z wiatrem"

Nie czytałam, ale wydaje mi się, że pozycję tą bez wahania można zaproponować do poczytania na wieczór. Książka - legenda. Książka - must read. Tu pozwolę sobie zacytować jednego z recenzentów na lc: 

"Czytanie tej książki jest dołujące, bo doprowadza do kilku smutnych wniosków.
Nie ma już takich mężczyzn.
Nie ma już takiej miłości.
I co najgorsze - nie ma już nawet takich książek."

Spróbować zawsze można - połączenie romansu osadzonego na tle historycznym powinno się sprawdzić jako książka "do poduszki"

"Cień wiatru"

 Podobno jedna z najpiękniejszych książek, jakie kiedykolwiek powstały. Chyba każdy musi ją przeczytać, żeby się o tym przekonać, więc do dzieła! 

"Misery", "Cmętaż zwieżąt" albo inna powieść grozy Stephena Kinga

 Mam fazę na Kinga od długiego czasu. I myślę, że mały dreszczyk emocji w chłodne dni jest jak znalazł! Specyficzne, ale świetnie napisane horrory zapewnią nam go bez ograniczeń. Wybór jest ogromny, wrażenia gwarantowane! (recenzje)

 
powieści Richarda Paula Evansa

Nie miałam okazji bliższego spotkania z żadną z nich, ale tematyka wydaje się być po prostu idealna do niezobowiązującego czytania. Podobnie jak powieści Sparksa to głównie romanse - może kiedyś się skuszę, może skusi się ktoś z was. Tytuły jego książek same w sobie są rozgrzewające jak herbata z imbirem: "Bliżej słońca", "Stokrotki w śniegu" czy też "Dotknąć nieba" na samą myśl przywodzą nam uczucie bezpieczeństwa i ciepła - na minusowe temperatury idealnie :)

Alice Munro i jej opowiadania

 Trochę cięższa proza, ale Asia stwierdziła, że "wznosi na wyżyny literackie". Więc może mamy właśnie teraz okazję, żeby się tam znaleźć? Na blogu mamy już recenzję zbiorów opowiadań autorki, a oceny aż proszą, żeby przeczytać chociaż jedno opowiadanie, nawet jak będzie się zaskoczonym przez skunksy lub rozważania o brzmieniu imion. Coś innego wśród tradycyjnej prozy.

 
znana i lubiana Agata Christie

Co z tego, że oklepana. Co z tego, że pisze na jedno kopyto. Ale za to jak pisze. Kryminały po prostu idealnie wpasowują się w zimowy klimat i nikt temu nie zaprzeczy. Dzięki nim każdy z nas w domu może pobawić się w detektywa, mordercę, albo kogo tylko zechce. I wystarczy tylko sięgnąć po malutką książeczkę pani Christie, aby móc się o tym przekonać. 


Na koniec dodam, że jest to tylko i wyłącznie moja opinia. Mam nadzieję, że tym postem wywołam chociaż kilka centymetrów śniegu w tegoroczną kapryśną zimę. I mam również nadzieję, że nie zanudziłam Was za bardzo. I myślę, że wśród książkowych propozycji każdy znajdzie coś dla siebie i czytając(niekoniecznie zimą, ale i cały rok) pozostawi ją w swojej biblioteczce i co najważniejsze - w swojej głowie na dłuższy czas. 


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Anna Ficner-Ogonowska, Alibi na szczęście


Na pytanie: „Co czytasz?” odpowiadam: „Wszystko”. A potem często dopowiadam: „Wszystko oprócz romansów”. I chociaż niezmiennie myśl o czytaniu romansów, które kojarzą mi się przede wszystkim z wielką miłością pięknej dziewczyny i księcia na białym koniu, brakiem polotu, ckliwymi historyjkami i telenowelą brazylijską wywołuje u mnie dziwny dreszcz niechęci, ciągle przyłapuję się na myśli, że literatura typowo kobieca, która wpada w moje ręce, jest literaturą naprawdę dobrą.

„- Tobie też Romeo się trafi. Zobaczysz. (…)
- Chyba pani żartuje, pani Irenko. Kiepska ze mnie Julia – odpowiedziała pesymistycznie
- Kiepska to jest pomidorowa ze zwarzoną śmietaną.”

 „Alibi na szczęście” to, można by powiedzieć, debiut idealny: z ogromnym nakładem, świetną promocją i recenzjami Danuty Stenki i Artura Żmijewskiego na okładce. A przede wszystkim debiut bardzo dobrze napisany. 650 stron ciekawej, ujmującej prozy, która wymaga, żeby czytać ją do późna w nocy i która nie dłuży się, mimo że momentów z wartką akcją jest w książce naprawdę niewiele. Czasami jest mi aż wstyd, że właśnie tą książką zaczytywałam się po północy.

Przyjaciółka Hanki, Dominka, poznaje Przemka - przystojnego, energicznego i pełnego humoru architekta. Po raz pierwszy spotyka mężczyznę, który poważnie chce się zaangażować w związek. Kiedy wspólnik Przemka, Mikołaj, odkrywa, że Hania jest kobietą, w której zakochał się podczas wakacji nad morzem, nie waha się zapalczych o jej miłość. Hania jednak przeżyła okrutną tragedię i boi się zakochać, pewna, że i tym razem los nie przygotował dla niej szczęśliwego zakończenia. Ta dość patetycznie brzmiąca love story w rzeczywistości okazuje się być urzekającą historią o pięknej miłości. Z kartek książki bije nadzieja, ciepło, wszechobecna miłość i zapach potraw pani Irenki, znajomej Hani, która jest dla niej jest aniołem, a dla mnie po prostu ‘babcią’ wszystkich w tej książce.

 „- Oj, wyczuwam w powietrzu jakieś napięcie… - nie omieszkała zauważyć Dominika, nakładając sobie kolejną porcję szarlotki.
Hanka zgromiła ją surowym wzrokiem od razu została za to krzywe spojrzenie ukarana. Dominika, dolewając oliwy do ognia, pacnęła się w czoło.
- Ach, tak. Przecież to moje napięcie przedmiesiączkowe.”

Nie byłabym sobą, gdybym nie wytrzepała rzeczy, które mi się nie podobały. Irytowało mnie to, że bohaterowie ciągle „pytają domyślnie”, i wszystko mówią z emocjami wyrażonymi przysłówkiem. Irytowały mnie dziecinne, trochę ‘podstawówkowe’ zdrobnienia imion: Dominiki do Domi i Przemka do Przemo. Brakowało mi przedstawienia tej samej sytuacji z punktu widzenia różnych bohaterów, chociaż wtedy pewnie „Alibi na szczęście” stron miałoby ponad tysiąc.

„- Dominka powiedziała jeszcze, że Hanka bardzo dużo w życiu przeszła.
- Co to znaczy „dużo przeszła”? (…)
- No chyba nie to, że robi konkurencję Korzeniowskiemu!”

„Alibi na szczęście” to jedna z najcieplejszych powieści, jakie udało mi się przeczytać w tym roku. A właściwie w zeszłym (jeśli tak bardzo uczepimy się kalendarza). Pierwsza powieść Ficner-Ogonowskiej zrobiła na mnie duże wrażenie i z niecierpliwością czekam, aż będę mogła zrecenzować Wam kolejny tom historii Hanki i Mikołaja.

nasza ocena: 8/10
Wydawnictwo Znak, 2012
653 strony
do kupienia: EmpikWydawnictwo Znak

środa, 1 stycznia 2014

Dan Brown, Anioły i demony

Moja poliglotyczna wręcz znajomość języków obcych pozwala mi na czytanie oryginale jedynie książek po angielsku. I to w dodatku książek niezbyt skomplikowanych. Niestety moje laserowe oko niezbyt dokładnie prześwietla takie pozycje i w rezultacie wylądowałam raz z pełnometrażową powieścią historyczną (gdzie nawet polskie tłumaczenia niektórych słów nic mi nie mówiły). „Anioły i demony” miały być lekką powieścią z wartką akcją i minimalną ilością opisów męczących zwoje mózgowe. Tymczasem już któryś z pierwszych rozdziałów zawierał dokładny opis anihilacji i powstawania antymaterii. Jak łatwo się domyślić, jedyną myślą, jaka mi wtedy towarzyszyła brzmiała: „Panie Brownie, niech Pan umrze”.

Właściwie nie przepadam za prozą Browna i do tej pory nie wiem, co podkusiło mnie do wypożyczenia tej książki. Mimo mojej początkowej niechęci profesor Langdon po angielsku wydawał się bardziej sympatyczny i to, że niczym James Bond z każdej opresji wychodził bez szwanku, jakoś mniej mnie irytowało.

Całość czyta się wyjątkowo gładko i szybko (w bibliotece musiałam ją przedłużać tylko trzy razy).  W pewnym momencie fabuła wciągnęła mnie tak bardzo, że przestałam korzystać ze słownika, żeby nie „marnować” czasu i szybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. Nadal jestem pod wrażeniem ilość skomplikowanych intryg, jakie Brown zawarł w fabule i galerią postaci, jakie stworzył. Wszystko jest tak sugestywne, że pomimo całej niedorzeczności i fikcyjności wszystkich wydarzeń przedstawionych w książce, historia żyje swoim życiem.

„Anioły i demony” to typowy, klasyczny przykład twórczości Browna. Krótkie rozdziały, brutalne morderstwa, wartka akcja, suspens, piękna kobieta, która pomaga Langdonowi, symbole, sekrety, tajemnice, pościgi – wszystko to w niej znajdziemy i każdy wielbiciel Dana Browna (jeśli jeszcze jakimś cudem jej nie czytał) z przyjemnością powieść tę pochłonie. 


nasza ocena: 7/10
(wydanie polskie)
Wydawnictwo Sonia Draga, 2013
560 stron
do kupienia: Empik