Pages

sobota, 23 listopada 2013

Stephen Chbosky, Charlie



Wydawać by się mogło, że „Charlie” to jedna z tych książek, które są przesycone popularnością, a z drugiej strony zawiewają „hipsterstwem”. Do tego wizualnie nie jest też zbyt okazała – ma wyjątkowo brzydką okładkę, jest mała i cienka. Typowe dla książek dla nastolatków. I patrząc na kiepski design i paskudne napisy i równie nietrafny opis, zaczęłam czytać. Obawiałam się wszystkiego: braku oryginalności, typowości, zawodu. 

Charlie to przykład "nieogara”.  Idzie do liceum, czuje się zagubiony, inny i jest bardzo dziecinny jak na piętnastolatka.  I aby jakoś poradzić sobie w nowym środowisku oraz ze samym sobą, pisze. Pisze listy do przyjaciela i właśnie z takich listów składa się książka. 

„Chciałbym Ci opowiedzieć o moim życiu. Wiesz, jeśli chodzi o mnie, to czasem jestem szczęśliwy, a czasem smutny, i ciągle się zastanawiam, jak to możliwe.”

I już na wstępie widzimy przede wszystkim prostotę. Nie ma tu niepotrzebnych ozdobników, zbędnych opisów, mamy podane jak na tacy to, co dzieje się u Charlie’ego. Dzięki listom, trafia bezpośrednio do czytelnika. Sprawia, że każdy z nas może być tym PRZYJACIELEM. 

W nieprzerysowany sposób przedstawia problemy każdego nastolatka. Jest to bardzo oklepany temat, jednak Chbosky’emu udało się zawrzeć je w nietypowej konwencji. Można sobie wyobrazić, że wydarzenia opisywane w książce dotyczą nas samych, bo autor opowiada to, co tkwi w naszych duszach, w naszych sercach. 

Urzekła mnie niesamowita wrażliwość głównego bohatera. Jego łzy. Jego uczucia. Wzloty i upadki. Jego przeszłość i przyszłość. Umiejętność radzenia sobie w beznadziejnych sytuacjach. I nutka tendencji do przejmowania się wszystkim. Gdybym spotkała takiego Charlie’ego – myślę, że bez problemu bym się z nim dogadała. 

Książka jest momentami zabawna, chwilami wzruszająca, również przejmująca. Pozwala zlustrować życie z tych wszystkich perspektyw. Dowiedzieć się, jak wygląda życie nastolatka zagubionego w świecie. Skłania do przemyśleń. Zabiera kilka godzin świetnie spędzonego czasu. Obdarowuje nas nowymi doświadczeniami. Dzięki niej poznajemy mnóstwo świetnych oldschool’owych utworów muzycznych. Przy których można zamknąć oczy, wjechać do tunelu i powiedzieć sobie, że chwila ta jest nieskończonością. Pozwolić wtargnąć do naszej duszy. Uświadomić sobie, że:

„(…) wszystko się zmienia. przyjaciele odchodzą, a życie nie zatrzymuje się w miejscu dla nikogo”


nasza ocena: 9/10

Wydawnictwo Remi, 2013

224 strony


do kupienia: Empik
słówko poza recenzją: serdecznie polecam film na podstawie książki - jeden z najpiękniejszych jakie oglądałam w życiu!

wtorek, 12 listopada 2013

Hilary Boyd, Czwartki w parku

Podobno miłość nie zwraca uwagi na wiek. Nie patrzy na konwenanse. Obce są jej wszelkie normy i obyczaje. I chociaż współczesny świat nie daje nam zbyt wielu szans na odnalezienie jej w codziennym życiu, taką właśnie miłość Hilary Boyd pokazuje w swojej debiutanckiej powieści.

Miłośnicy romansów i spragnieni powieści ‘dla serca i dla ducha’ z pewnością będą „Czwartkami w parku” zachwyceni. Miłość Jeanie i Raya rozczula, można by nawet ‘rzucić się’ i powiedzieć, że ‘przywraca wiarę w prawdziwą miłość’. Ja za romansami nie przepadam (chociaż przyznaję, płakałam, czytając Sparksa – ale kto nie płakał…?), a na „Czwartki…” zwróciłam uwagę przede wszystkim dlatego, że Hilary Boyd wzięła się za pisanie z ciekawej perspektywy.

Jeanie niedługo kończy sześćdziesiąt lat. Mimo osiągnięcia szacownego wieku, Jeanie nie wyobraża sobie sprzedaży sklepu ze zdrową żywnością, który teraz prowadzi. W Londynie czuje się dobrze i ani myśli wyprowadzać się z mężem na wieś. Pewnego dnia na placu zabaw, spędzając czas ze swoją wnuczkę Ellie, spotyka Raya – dziadka Dylana. Szybko okazuje się, że Ray ma do zaoferowania dużo więcej niż tylko przyjaźń. Jeanie staje przed trudnym wyborem: romans czy ostatnie próby ratowania swojego małżeństwa?

 Dwoje staruszków, których połączyły wnuki! Czyż może być coś bardziej romantycznego?

Galeria postaci, jakie odnajdujemy w „Czwartkach w parku”, jest naprawdę olbrzymia. Uwielbiam Ritę, szalenie otwartą i ciepłą przyjaciółkę Jeanie. Zastanawiam się, jakim bohaterem jest Alex, zięć głównej bohaterki (jego metamorfoza w powieści jest tak spektakularna, że aż nierealna). I myślę, że chyba chętnie spotkałabym Raya (oczywiście odmłodzonego o czterdzieści lat z hakiem). 

„ – Niezłe ciacho.
- Ciacho? (…)
- E, no, to taki nowoczesny slangowy termin na określenie atrakcyjności seksualnej przedstawiciela płci męskiej, zwykle przyznawany kretyńskim nastolatkom przez równie kretyńskie nastolatki.”


Boyd żongluje wydarzeniami, układając dla nas bardzo interesującą fabułę. Powieść czyta się błyskawicznie, niemal tak szybko jak gotuje się zupę z paczuszki instant. Autorka miesza jednak dość niewprawnie, przez co miałam wrażenie że coś w tej powieści mi nie pasuje. ‘Czwartki w parku’ na początku urzekły mnie Jolą – Polką, która wyemigrowała z kraju i pracuje w sklepie Jeanie. Szybko jednak ta postać zaczęła mnie irytować, gdyż Boyd do jej stworzenia posłużyła się dość nieciekawym stereotypem Polaka, który nie zna języka. Jola posługuje się angielskim gorzej niż dwuletnia Ellie. Aż chce się krzyczeć: „Pani Boyd! Co też pani zrobiła?!”

EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA LITERACKIEGO

nasza ocena: 7/10
Wydawnictwo Literackie, 2013
400 stron
do kupienia: EmpikWydawnictwo Literackie

środa, 6 listopada 2013

Katarzyna Maicher, Persymona

Synestezja to zdolność łączenia ze sobą różnych zmysłów i w konsekwencji postrzegania świata w inny sposób. Synestetycy widzą dźwięki i smakują kolory. Powieść Katarzyny Maicher jest zapisana właśnie takimi myślami.

„Ciało ma wyraźne granice, ale tuż poza skórą istnieje jeszcze warstwa wydzielanego ciepła, wiązki energii, którą wypuszczamy bezwiednie. Sygnały świetlne. Przypominamy miliardy żarówek tlących się w ciemności”.

Powieść czy wiersz? Niby jest zapisana prozą, ale pełno w niej niedokończonych myśli, myśli poszarpanych, niepasujących metafor. Na fabułę składają się wspomnienia, i tak jak wspomnienia jest ona złożona z różnych, zbyt często niepasujących do siebie elementów. „Persymona” to rozedrgane próby pogodzenia się z przeszłością. Krytyczna ocena, przełamana ciągłym brakiem pewności, czy subiektywne odczucia dziecka właściwie oddają rzeczywistość.

„Rzecz nazwana po imieniu przestaje nią być, zmienia znaczenie, przyjmuje inny kształt. Podobnie musi być z uczuciami i wydarzeniami. Teraz już wcale nie jestem pewna, co mi się przytrafiło, a co tylko przewidziało”.

Bohaterka ukształtowana przez matkę artystkę i ojca psychiatrę. Jego całymi dniami nie ma w domu. Ona zapada się w sobie i przechodzi kryzys. W takim domu nie ma miejsca na dziecko. Postaci z „Persymony” są jakby nie do końca ukształtowane, jakbyśmy poznawali je w pewnym momencie. Śledzimy ich życie, ich decyzje, ich zachowania, ale nie możemy się cofnąć. Płyniemy z prądem, unoszeni, nieregularnie falując. Bohaterzy są bezimienni – są nikim, więc mogą być każdym.

„Persymona” to opowieść o dojrzewaniu. Przemianie dziecka w młodą dziewczynę. Przemianie dzikiej, wyrwanej schematowi, bez klucza. Historia pełna emocji, nie zawsze emocji właściwych, ale zawsze właściwie nazwanych. Dziewczyny istniejącej jakby na pograniczu rzeczywistości. Dziewczyny najlepiej czującej się w ciszy. Dziewczyny wymykającej się ciepłymi nocami do ogrodu przesyconego zapachem kwitnących owocowych drzew.

 Jeszcze nigdy czas nie wydawał mi się tak rozciągliwy, łatwowierny i mi oddany. Mam go wręcz za dużo i muszę upychać po kieszeniach niepotrzebne godziny”.

Nie wiem, czy w „Persymonie” więcej jest zdarzeń czy obrazów. Sama autorka mówi, że: „obrazy są tu równie istotne, co słowa”. Czy nie są one istotniejsze? Właśnie na obrazach opiera się cała książka. Słowa jedynie je opisują.

Czytanie „Persymony” było dla mnie dziwnością i ciekawością. Przypominało bardziej brodzenie w słowach niż poznawanie fabuły. Nie mam nic przeciwko skąpej dawce historii i dialogów, a przy tym rozbudowaniu opisów i rozmyślań. Ci, którzy bez tych dwóch elementów nie wyobrażają sobie lektury, będą rozczarowani i niezadowoleni, mimo tego, ile „Persymona” ma do zaoferowania. Mnie osobiście nie porwała, nie oceniam jej też mianem ‘wybitnej’, ale pozwoliła mi odszukać w sobie jakiś zagubiony sposób odkrywania książek.

EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA LITERACKIEGO

nasza ocena: 6/10
Wydawnictwo Literackie, 2013
259 strony
do kupienia: EmpikWydawnictwo Literackie