Pages

czwartek, 28 marca 2013

zapowiedzi wydawnicze - KWIECIEŃ 2013



Gennifer Albin, Przędza
Adelice ma szczególny talent. Potrafi tkać materię czasu i przestrzeni. Wiedzieli o tym jej rodzice, którzy usiłowali ochronić ją przed nieumyślnym zdradzeniem swoich zdolności. Każda nastolatka, u której wykryto dar kształtowania rzeczywistości, trafia bowiem w ręce Gildii Dwunastu, czyli tajemniczej, bezwzględnej, niemal totalitarnej organizacji, która rządzi światem – Arrasem. To Gildia decyduje o tym, co mieszkańcy Arrasu jedzą, gdzie mieszkają, kiedy powinni umrzeć… Ich włókna pozostają w rękach Kądzielniczek – pięknych, ale często zawistnych dziewcząt.
Egzamin sprawdzający umiejętności tkackie szesnastoletnia Adelice zdaje znakomicie. Dziewczyna zostaje porwana, jej ojciec zabity, a losy matki i siostry owiane są tajemnicą. Zaplątana w sieć kłamstw i zakazanych miłości, musi odkryć tragiczną prawdę o swojej mocy. Gdy cały znany jej świat wisi na włosku, tylko ona może zadecydować, czy go ocalić, czy unicestwić.


Eva Weaver, Lalki z getta
Żydowski chłopiec imieniem Mika na początku wojny dziedziczy po dziadku płaszcz, a wraz z nim kolekcję pacynek ukrytą w jego licznych kieszeniach. Lalki pozwalają mu choć przez chwilę zapomnieć o potwornościach wojny i pomóc zapomnieć innym. Talent Miki zostaje odkryty przez niemieckiego żołnierza, który zmusza go do rozpoczęcia podwójnego życia, walki o życie i honor. Chłopcu udaje się jednak znaleźć nowe zastosowanie dla lalkarskiego talentu i sekretnych kieszeni płaszcza.
Powieść opisuje też drugie oblicze wojny widzianej oczami niemieckiego żołnierza, Maxa, który później trafia do syberyjskiego gułagu. Łącznikiem między postaciami żydowskiego chłopca i hitlerowca staje się jedna z pacynek, która przekazywana z pokolenia na pokolenie symbolizuje trudne dziedzictwo wojny.





Roberto Bolano, Lodowisko
Lodowisko to rozpisana na trzy głosy opowieść o tajemniczej zbrodni popełnionej w anonimowym miasteczku na Costa Barva. Bohaterami są chilijski emigrant, któremu co prawda interesy idą jak z płatka, jednak jego życie osobiste jest pasmem porażek a pisarskie aspiracje pozostają niespełnione, jego przyjaciel, meksykański poeta przymierający głodem, znajdujący sezonową pracę nocnego stróża na kempingu oraz kataloński karierowicz, pracownik urzędu miasta o niepohamowanych ambicjach, zakochany w pięknej, kapryśnej łyżwiarce szaloną i nieodwzajemnioną miłością, jaka doprowadzić może tylko do katastrofy. Tytułowe lodowisko, zbudowane nielegalnie w opuszczonym Pałacyku Benvinguta - epigońskim i zdegenerowanym wytworze katalońskiej architektury secesyjnej, stanowi centrum tej opowieści. To właśnie ono jest przyczyną i zarazem scenerią nieuchronnej tragedii, której zapowiedź od pierwszych stron wisi w ciężkim, gęstym od upału powietrzu letniego kurortu.

Agnieszka Lingas-Łoniewska, W szpilkach od Manolo
Komedia, miejscami poważna
Kryminał, czasami niepoważny
Romans, całkiem serio!
Liliana ma trzydzieści pięć lat, kocha koty, wysokie szpilki i swoje auto. Posiada także kilka niegroźnych obsesji i bardzo wybujałą wyobraźnię. Pracuje w korporacji, ale ma dość wyścigu szczurów. Gdy pewien denerwujący przystojniak zajmuje jej miejsce parkingowe, Lilka nie zdaje sobie sprawy, że już wkrótce znajdzie się na celowniku. Tajemniczego Michała, irytującego Sekuli, a także pewnego socjopaty, który bardzo nie lubi pyskatych „młodych gniewnych”. Tajemnicze kartki z numerkami, porwania, szalone przyjaciółki, pragnąca zięcia Mamulka, znienawidzone korpo i… gorrrący romans. Wszystko to sprawi, że na punkcie „W szpilkach od Manolo” dostaniecie prawdziwego bzika!

sobota, 23 marca 2013

Stephen King, Carrie

Wiedziałam, że Król ma talent. Wiedziałam też, że tworzy bezkonkurencyjne horrory w formie książek. Nieobce było mi również, że Carrie to jego debiut. Jednak w życiu bym nie przypuszczała, że tak ogromny. 

Carrietta White-pośmiewisko, szkolny kozioł ofiarny, wyśmiewana na każdym kroku. Sukienka maksymalnie do kostek. Szara cera. Związane włosy. Tak wygląda Carrie. Jej matka-religijna fanatyczka, chce ją przesadnie uchronić od nieszczęść. Na nic jej nie pozwala, każe ją za najmniejsze przewinienia. Jednak Carrie skrywa w sobie tajemnicze umiejętności, które wkrótce wykorzysta do zemsty na tych, którzy nie pozwolili jej spokojnie żyć. 

Pozornie łatwa historia, oklepany temat i niby wszystko jasne i zrozumiałe. Jednak Stephen King sprawił, by zwykłe wydarzenia zostały przedstawione w sposób niezwykły. Sposób, który przyprawia o ciary, zaskoczenia, niecierpliwość, dreszczyk i inne uczucia, których nie da się opisać. To jest właśnie jego największy fenomen. 

Uwielbiam(myślę, ze nie jestem sama) też sylwetki bohaterów stworzonych przez autora. Nieważne, czy to postaci pozytywne, czy raczej 'czarne charaktery". Każda z nich jest stworzona w sposób, że nie da się jej zapomnieć. Nawet w jedynie dwustustronicowej książce, jaką jest Carrie. 

Kolejnym plusem powieści Stephen King jest to, że potrafi on bez skrupułów omotać czytelnika. I zrobi to do tego stopnia, że czytając książkę, nie zauważymy, co dzieje się wokół nas. Nic nie jest wtedy w stanie nas rozproszyć- grający telewizor, brzęczące radio czy głośni sąsiedzi. Zatapiamy się w powieści bez zapomnienia.
Nawet wplecione w powieść fragmenty artykułów i wywiadów sprzed lat nie czyni jej nudną i flegmatyczną. Trzeba mieć niemały talent, żeby wpleść coś schematycznego w przerażającą powieść. A Stephen King go ma. 

Z każdą kolejną książką kocham Kinga coraz bardziej. Przede wszystkim za to, że potrafi zaciekawić jednocześnie nie nudząc i nie przytłaczając. Sprawia, że odkrywamy z zupełnie innej perspektywy codzienne problemy i rozterki. Z perspektywy kogoś, kto dokładnie zna każdą część naszej podświadomości, nieobce mu ludzkie lęki, a mentalność i ludzka natura to dla niego chleb powszedni. Ciekawa jestem innych pozycji Kinga, bo jeśli Carrie była tak świetna, to co dopiero nowsze powieści... 

nasza ocena: 10/10
Prószyński i S-ka, 2007 
208 stron
do kupienia: Empik

niedziela, 17 marca 2013

Sophie Hannah, Trauma

Choć może bez większych zaskoczeń podczas czytania zakończenia, „Trauma” była dla mnie niezwykle miłym i zastanawiającym spotkaniem z Sophie Hannah.

Amber Hewerdine cierpi na bezsenność od czasu, kiedy zamordowano jej najlepszą przyjaciółkę. Postanawia udać się ze swoim problemem do hipnoterapeuty, a przeglądając oferty zmieszczone w Internecie na chybił trafił wybiera Ginny Saxon. Hipnoterapia od samego początku budzi w niej wątpliwości, a z chwilą znalezienia się w gabinecie Saxon jej obawy bynajmniej się nie zmniejszają. W czasie seansu Ginny prosi Amber o wymienienie zupełnie przypadkowych wspomnień, które kojarzą się jej z różnymi emocjami. W pewnym momencie Hewerdine wypowiada słowa: „Dobrzy, źli, prawie źli”. Nie rozumie ich znaczenia, ale też nie może oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już je widziała. Gdyby tylko mogła sobie przypomnieć gdzie…

Hannah wokół tych czterech słów tworzy doskonałe studium ludzkiego umysłu i pamięci. Pokazuje, jak czasem pozornie nieistotne wydarzenia mogą okazać się kluczem do rozwikłania tajemnicy. „Trauma” nie tylko powieść, ale przede wszystkim to niezwykle przejmująca i szokująca „praca naukowa” – pomimo tego, że nie zajdziemy w niej naukowego języka, obcej terminologii i suchych faktów. Hannah z niezwykłą gracją balansuje na cienkiej granicy pomiędzy thrillerem psychologicznym a powieścią, której nie da się czytać. Potrafi zaciekawić samym opisem zaburzeń osobowościowych człowieka, sprawia, że czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy sam aby na pewno jest całkowicie normalny.

Tajemnica najczęściej kryje się za tajemnicą. Takie zdanie pada w którymś momencie powieści. Chociaż na początku kompletnie niezrozumiałe i pełne bezsensownego patosu, szybko okazuje się idealnym podsumowaniem tego, co dzieje się w czasie trwania akcji. Bohaterowie odsłaniają kolejne tajemnice i rozwiązują zagadki, a w zamian zamiast rozwiązania otrzymują kolejna porcję niewiadomych. Czytając „Traumę” znajdujemy klucz, otwieramy drzwi i odnajdujemy za nimi kolejne. I tak w kółko.

Powieść jest dobra zarówno pod względem koncepcji jak i sposobu wcielenia tej koncepcji „w książkę”. Czytając, ani razu nie odniosłam wrażenia, że bohaterowie są plastikowi, ani że ich zachowania są w jakimś stopniu przesadzone. Większość z nich ma dość zadziwiające poglądy czy sposoby bycia, ale czyni to ich wyjątkowymi na barwnym tle powieści.

„Trauma” jest powieścią, która niezwykle wciąga. Już dawno nie czytałam powieści do późna w nocy, nie mogąc się od niej oderwać. Już dawno nie żadna powieść nie sprawiła, że zawarte w niej przemyślenia odnosiłam także do siebie i z ich pomocą chciałam rozpracować nie tylko bohaterów ale także i siebie. Już dawno nie miałam tak wielkiej ochoty polecić jakąś książkę.  

 EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA G+J

 nasza ocena: 8/10
G+J, 2013
415 stron
do kupienia: Empik

wtorek, 12 marca 2013

Sebastian Fizek, Pasjonat oczu

Zaczynając czytać „Pasjonata oczu” Sebastiana Fitzeka, spodziewałam się mrożących krew w żyłach sytuacji, makabrycznych opisów wywołujących mdłości i skomplikowanej fabuły. Tymczasem doczekałam się suspensu, psychopatów i zaskakujących rozwiązań zagadek, jakie dla czytelnika przygotował autor.

„Pasjonat uczuć” jest sequelem „Kolekcjonera oczu”, ale - tak jak zapowiada Fitzek w przedmowie – można go traktować jak zupełnie osobną książkę. Szczegółowe retrospekcje sprawiają, że w ogóle nie musimy czytać poprzedniej części, aby w pełni zrozumieć fabułę „Pasjonata…”. Aczkolwiek osoby, które po przeczytaniu „Pasjonata oczu” zdecydują się przeczytać poprzednią część z pewnością poczują się zawiedzone brakiem jakichkolwiek niespodzianek. 

Zarin Suker, jeden z najlepszych – jeśli nie najlepszy – chirurg okulista na świecie, okazuje się w rzeczywistości być pomylonym psychopatą, który gwałci swoje pacjentki i odcina im górne i dolne powieki aby „nie mogły zamykać oczu na swoje błędy”. Pomimo tego że Suker został zatrzymany przez policję i zamknięty w więzieniu, zbliża się data wypuszczenia go na wolność. Policja nie dysponuje żadnymi dowodami, a jedyny świadek nagle rozpłynął się w powietrzu. Policjanci proszą więc Alinę Gregoriev – niewidomą masażystkę – o pomoc, której udzieliła im już wcześniej, pomagając odnaleźć Kolekcjonera oczu.

Chociaż fabuła powieści jest skonstruowana niezwykle misternie, a autor stopniowo buduje napięcie, podczas czytania nie odniosłam wrażenia całkowitego wsiąknięcia w akcję. Niektóre postaci w pewnych momentach były dla mnie aż nadto wyraziste. Jak Aleksander Zorbach, który po kilku miesiącach wegetacji nagle wstaje z łóżka i jest w stanie powstrzymać mordercę. Albo Gregoriev, która – chociaż niewidoma – doskonale potrafi odnaleźć się w miejscu, w którym nigdy wcześniej nie była.

Niemniej jednak „Pasjonat oczu” wiele zyskuje dzięki świetnemu wyczuciu suspensu i długotrwałemu trzymaniu czytelnika w niepewności. Najbardziej brakło mi tutaj szczegółowych opisów i głębszej analizy postaci, czego w gruncie rzeczy się po tej powieści spodziewałam. Fitzek zaskarbił sobie moją sympatię bardzo dobrym pomysłem i bardzo dobrą fabułą. I chociaż reszta w „Pasjonacie oczu” trochę niedomaga, powieść, w moim odczuciu, zasługuje na przeczytanie.   


 EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA G+J

 nasza ocena: 6/10
G+J, 2013
420 stron
do kupienia: Empik

wtorek, 5 marca 2013

Stephen King, Misery

Każdy pewnie miał chociażby raz w  życiu do czynienia z książką z kategorii typowych romansideł, w których od początku wiadomo o co kaman, wątki nie zaskakują i wszystkiego jesteśmy pewni. Autorem właśnie takich utworów(swoją drogą bardzo popularnych wśród płci pięknej) jest Paul Sheldon – twórca serii o Misery Chastain który ulega wypadkowi, na wskutek jazdy po pijanemu w śnieżycy.  Odnajduje go jego największa fanka, która okaże się jego największym przekleństwem…

Jeśli miałabym wymieniać wszystkie plusy powieści, z pewnością zajęłoby mi to całe wieki.  Bez dwóch zdań książka zasługuje na mnóstwo pochwał - bo wszystko – dosłownie wszystko jest tutaj tak, jak powinno być w idealnym utworze. 

Jak dotąd nie udało mi się zetknąć z powieściopisarzem, który tak umiejętnie potrafiłby wykreować charaktery postaci. Niewyobrażalne jest to, jak ukazał postać przerażającą postać Annie Wilkes – uosobienia obsesji w stosunku do swojego idola. Samotna psychopatka – to chyba najtrafniejsze określenie – została ukazana w sposób nietuzinkowy i straszny. Tak samo jak niewinna, biedna i bezbronna postać ofiary w tej grze – Paula Sheldona. Jego bezradność w przestawionej sytuacji sprawia, że powieść zyskuje, a napięcie akcji potęguje z każdą stroną. 

Pomimo że opisy przedstawiają sceny z obecnością krwi i innych tego typu elementów, nie są przesadzone. Mocno działają na wyobraźnię, ale nie przysparzają o zniesmaczenie czy poczucie pospolitości i oklepania. Chociaż King nawet takie zjawiska potrafi przedstawić tak, by wzbudzały strach i dreszczyk. 

Książka zasługuje na uwagę, nawet mimo tego, ze jest to tylko thriller psychologiczny. Ale thriller ten został napisany w doskonałym King’owskim stylu, który wciąga jak narkotyk. Jak żywcem wyjęty z powieści norvil. 

nasza ocena: 10/10
Prószyński i S-ka, 2011
368 stron 
do kupienia: Empik

sobota, 2 marca 2013

Jodi Picoult, Jesień cudów

„Zawsze się zastanawiałam, dlaczego Bóg ma być ojcem. Ojcowie zawsze stawiają wymagania. To matki kochają bezwarunkowo, nie sądzisz?”

Faith White ma siedem lat. Jest zwyczajną, małą dziewczynką, która uwielbia lekcje baletu. Pewnego dnia, w wyniku zbiegu okoliczności, przyłapuje swojego ojca na romansie z inną kobietą. Od tego czasu wszystko w jej życiu się zmienia. Nagle zaczyna widywać Boga – kobietę. Na jej rękach pojawiają się stygmaty, a ona sama zaczyna dokonywać cudów. Jej dom od rana do wieczora jest otoczony przez dziennikarzy, ludzi, którzy w nią wierzą i tych, który uważają, że całe przedstawienie zostało przygotowane przez matkę Faith. A to tylko początek. 


Jodi Picoult zaledwie po kilkunastu stronach pierwszej przeczytanej przeze mnie jej powieści, została jedną z moich ulubionych autorek. „W naszym domu” było dla mnie zupełnym oderwaniem się od rzeczywistości – ideałem, do którego zaczęłam porównywać wszystkie kolejne książki. „Jesień cudów” jest dla mnie kolejnym zaskoczeniem – nie mogę przestać zachwycać się skomplikowaną fabułą, wielowymiarowymi postaciami, naturalnymi dialogami i błyskotliwym humorem. Sprytnie przemycone w akcję poglądy na temat Boga i religii nie odrzucają, nie sprawiają, że powieść czyta się jak Biblię czy opracowanie żywotu świętego. Pokazują życie zupełnie zwyczajnej dziewczynki – życie osaczone przez dziennikarzy, lekarzy, wyznawców i księży. Życie, w którym zostało niewiele miejsca na samą Faith. 


Z drżącymi dłońmi przekładałam kolejne strony, z rosnącą ciekawością połykałam kolejne zdania zażartej batalii pomiędzy matką – Mariah - a ojcem Faith – Colinem - o przyznanie im prawa do dziecka. Przez te 526 stron towarzyszyły mi chyba wszelkie możliwe emocje – uwielbiałam Faith, wkurzałam się na ludzi, którzy nie wierzyli jej wizjom, Colin działał mi na nerwy za każdym razem, kiedy Picoult wprowadzała go w akcję, irytowały mnie niektóre zachowania Mariah, zakochałam się w pewnym przemiłym dziennikarzu. Ten ogrom emocji, które zalewają czytelnika jak tsunami, jest dla mnie największą zaletą każdej powieści Judi Picoult. W „Jesieni cudów” nie ma postaci obok której można by było przejść obojętnie. Albo pałamy do niej sympatią, albo nienawiścią. Każda budzi w nas odczucia, nad którymi nie jesteśmy w stanie zapanować. Picoult sprawia, że każdy bohater wychodzący spod jej pióra staje się nie tylko kilkoma literami na papierze, ale też otrzymuje życie. Życie, które zaczyna się z chwilą, z którą otwieramy „Jesień cudów”, ale nie kończy się, gdy tą książkę zamykamy, jak dzieje się w wielu utworach. Postacie takie jak Faith żyją dalej, w naszych głowach, sercach i wnętrznościach, kiedy nagle, zupełnie niespodziewanie przypominamy sobie jakąś kwestię, jakiś zupełnie niewarty uwagi szczegół, który zarejestrowaliśmy kątem oka.


„Jesień cudów” od pierwszego zdania wywarła na mnie porażające wrażenie. Wsiąknęłam w nią jak woda w gąbkę, do tego stopnia, że dopiero po kilkuset stronach zorientowałam się, że całość jest pisana… w czasie teraźniejszym a nie przeszłym, czego byłam pewna i za co dałabym sobie uciąć głowę. I tak jak gąbka, w której pomimo wyciśnięcia nadal zostaje kilka kropel wody, tak we mnie, nawet po zakończeniu lektury zostało kilka kropel ciepła z „Jesieni cudów”. 

nasza ocena: 10/10
Prószyński i S-ka, 2010
526 stron
do kupienia: Empik