Pages

środa, 30 stycznia 2013

Rachel Hore, Pod nocnym niebem

Odkąd zobaczyłam „Pod nocnym niebem” i odkąd przeczytałam notkę wydawniczą po prostu musiałam  mieć tę pozycję w swojej domowej biblioteczce. Zdawałoby się fascynująca historia, niepokojące sny, magiczne miejsca - niewyobrażalnie dużo dobrego w jednym. Nie bałam się ani obszerności książki, ani jej tematyki. Liczyłam na przyjemną, wciągającą historię, którą przeczytam. I chyba nieco się przeliczyłam. 

Pierwsza połowa książki zapowiadała się obiecująco-poznajemy Jude, którą w dzieciństwie dręczył ten sam koszmar, który nawiedza jej siostrzenicę Summer. Kobieta otrzymuje zlecenie-jej zadaniem jest wycena dzieł Anthony’ego Wickhama. W miarę poznawania jego historii Jude odkrywa niecodzienne powiązania z teraźniejszością… Wraz z biegiem czasu wszystko zaczyna się ze sobą łączyć i rodzi się mnóstwo pytań, na które trudno znaleźć odpowiedź. 

Zacznę może od tego, co mi się podobało. 

Przede wszystkim fabuła. Świetnie skrojona, zaplanowana, bogata fabuła. W powieści zawarto ogrom postaci, zawiłą i skomplikowaną historię i mnóstwo wątków. Myślę, że dzięki temu każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Niemało tutaj spraw z dziedziny astronomii-otrzymujemy na tacy mnóstwo informacji na temat planet, gwiazd, gwiazdozbiorów, teleskopów i innych ciekawostek  tej dziedzinie. Oprócz tego autorka umieściła tu typowe losy bohaterów powieści obyczajowej, dlatego też zwolennicy tego gatunku znajdą tutaj coś w swoim guście. Nie zabraknie tutaj też wątków miłosnych, kłótni, relacji rodzinnych - dla każdego coś dobrego.

Kolejną rzeczą, która przypadła mi do gustu, był klimat powieści. Hore ukształtowała tak niesamowity obraz Anglii, tutejszych okolic, domów, lasów i całego otoczenia, że czytelnik jednym słowem jest po prostu oczarowany. Magiczny nastrój potęguje z każdą kartą powieści i każdy-dosłownie każdy-odczuje nieodpartą ochotę na spojrzenie w niebo i patrzenie an gwiazdy, nawet, jeśli nie ma o tym zielonego pojęcia. 

Niestety, na tym plusy-przynajmniej dla mnie-się kończą. Mimo cudownego klimatu, cudownej okładki, cudownej historii-nie mogę zaliczyć powieści do tych, które w stu procentach mi odpowiadają.

Dlaczego?

Przez umieszczenie w powieści nudnych wywodów ze starego pamiętnika jednej z ważniejszych bohaterek. Mimo że jest on niewątpliwie istotny, bo bez niego powieść by zapewne była niepełna, nigdy w życiu nie czytałam niczego bardziej nudnego. Kiedy przewracałam kolejne strony i zauważałam pochyloną czcionkę-te fragmenty po prostu omijałam. Być może nie zrozumiałam do końca tej powieści, może to wydaje się mało ambitne i dziecinne - ja nie potrafiłam przebrnąć przez setki literek, które śledziła kolejno Jude. I wiem na pewno, że spowodowane było to faktem, że owe wycinki napisano staropolszczyzną. A chyba już każdy wie, że ja od takich rzeczy trzymam się daleko. Jakby tego było mało, to miejscami ów język pojawia się też w innych fragmentach powieści- na szczęście znaczenie rzadziej. 

Nie ukrywam też, że książka mnie nudziła. I to przez większość swojej treści. O ile pierwsza część wciągnęła mnie od pierwszych stron, które czytałam z wielką chęcią i zainteresowaniem, kolejne jakoś straciły na wartości. Nie wiem, czym to było spowodowane - może zbyt dużą obszernością, może długą przerwą w czytaniu…Ale w każdym razie dalsze losy bohaterów nie były dla mnie priorytetowe i w ogóle nie przywiązywałam do tego wagi.  

Autorka w ogóle mnie nie zaskoczyła-akcja w pewnym momencie zaczęła toczyć się tak flegmatycznie, że nawet nie miałam siły niczego przewidywać. A dalsze perypetie postaci w ogóle mnie nie zaskoczyły i bez zbędnych rozmyślań się z nimi pogodziłam. A w wypadku dobrej(w moim przekonaniu) powieści powinnam pragnąc, aby cała historia zakończyła się w sposób oryginalny i niekonwencjonalny. 

Podsumowując -jeśli ktoś szuka wielopłaszczyznowej powieści, usłanej gwiazdami, gdzie na każdej stronie czai się tajemnica… to szczerze polecam. Ale jeśli ktoś oczekuje czegoś bardziej ambitnego, zajmującego, ciekawego, to lepiej niech sięgnie po inną powieść, bo może się w tym miejscu zawieść. Ja się zawiodłam, ale mimo wszystkiego złego, co o niej nawymyślałam-można przeczytać, chociażby po to, by przez chwilę by popatrzeć w gwiazdy i oderwać się od szarej codzienności. 

nasza ocena: 5/10
Prószyński i S-ka, 2012
576 stron 
do kupienia: Empik

sobota, 26 stycznia 2013

Lauren Olivier, Pandemonium (#2 Delirium)

Trylogie mają to do siebie, że nudzą. O ile pierwsza część ma w sobie „to coś”, o tyle pozostałym już „tego czegoś” zwyczajnie brak. Są albo zbyt przesycone, albo zbyt mało interesujące. Druga część „Delirium” Lauren Olivier przeczy wszelkim tym stereotypom. 


Lenie udało się przejść na drugą stronę – pokonać ogrodzenie dzielące Głuszę i jej świat. Wszystko, w co do tej pory wierzyła, legło w gruzach. Nie może wrócić do swojej rodziny, zmienić zdania, zbliżyć się do ogrodzenia pulsującego napięciem. Zaprzyjaźnia się z grupą Odmieńców i postanawia razem z nimi zamieszkać. Razem z dwójką z nich przyłącza się do grupy oporu – Odmieńców, którzy próbują obalić władzę i zatrzymać podawania ludziom remedium. Jej zadaniem jest śledzić Juliana Finemana – syna szefa AWD – stowarzyszenia Ameryki Wolnej od Delirii. Podczas jednej z demonstracji AWD, na zgromadzony na placu tłum, napadają Hieny – grupa Odmieńców, której celem jest niszczenie i ograbianie wyleczonych. Julian zostaje porwany. A wraz z nim porwana zostaje także Lena. 


Druga część zawiodła mnie brakiem cytatów z Księgi SZZ, które w „Delirium” znajdowały się przed każdym rozdziałem i które za każdym razem wywoływały u mnie uśmiech na twarzy i podziw dla złożoności świata, z którym mam do czynienia w tej powieści. „Pandemonium” podzielone jest nie na rozdziały, a na części „wtedy” i „teraz”, które przeplatają się ze sobą i na początku wywołują spory mętlik w głowie.

„Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi. Zanurzam się w wodzie, która ma płowy kolor rozkopanej gleby. Każdy oddech dusi. Nie ma niczego, czego można by się przytrzymać, niczego, w co można by się wbić pazurami. Nie ma wyjścia, trzeba odpuścić. Odpuścić. Poczuć wokół siebie ciężar, poczuć kurczenie się płuc, powoli narastające ciśnienie. Pozwolić sobie na to, by opaść głębiej. Nie ma nic, tylko dno. Nie ma nic, tylko smak metalu, echo dawnego życia i dni, które zlewają się w ciemność.”

Do „Pandemonium” długo nie mogłam się przekonać. Akcja i emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania pierwszej części, gdzieś się tutaj zagubiły i nie bardzo mogłam odszyfrować cały zamysł autorki. Pod kilkoma względami „Delirium” i „Pandemonium” są do siebie bardzo podobne. Obie długo się rozkręcają, zadziwiają złożonością, wspaniałymi opisami uczuć i emocji. W obydwóch prawdziwa akcja rozpoczyna się dopiero pod koniec powieści (co nie znaczy, że czytać trzeba zacząć od połowy!). Obydwa zakończenia są fantastyczne, zaskakujące, sprawiają, że chce się krzyczeć. „Delirium” mnie zaszokowało. „Pandemonium” sprawiło, że zwariowałam. Chyba jeszcze żadna przeczytana przeze mnie trylogia nie miała (dwa razy z rzędu) tak zaskakujących zakończeń. Zakończeń, których się nie spodziewałam; które sprawiły, że czytałam je raz po raz, nie mogąc uwierzyć w to, co czytam. 


Świat Olivier mnie przeraża. Przeraża mnie, że wizja tego świata jest bardzo prawdopodobna. Przeraża mnie to, jak „Delirium” na mnie działa. A najbardziej przeraża mnie to, że ostatnia część w Stanach ukaże się dopiero w marcu. 

nasza ocena: 9/10
Wydawnictwo Otwarte, 2012
373 strony
do kupienia: Empik

wtorek, 22 stycznia 2013

Lauren Olivier, Delirium

„Oto najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija człowieka, gdy go dopada, i wtedy, gdy do omija”

Suzanne Collins w „Igrzyskach śmierci” pokazała przerażającą wizję przyszłości, urzekając tym samym miliony czytelników na całym świecie. „Delirium” jest równie straszne, uderzając przy tym w najbardziej niewinne i najcudowniejsze ludzkie uczucie. Miłość. 


Od kiedy wynaleziono na nią lekarstwo – remedium,  zaczęła być postrzegana jako najobrzydliwsza i najokropniejsza choroba na świecie. W stłamszonym społeczeństwie wszystko jest czyste, ludzie pozbawieni się wszelkich uczuć i wykonują wszystkie obowiązki bez żadnych głębszych przemyśleń. Nowym zasadom i nowej władzy zostały podporządkowane wszystkie dziedziny życia. Osiemnastolatki przechodzą ewaluację – serię testów, po których odgórnie zostaje przydzielony im partner, kierunek studiów, praca, ilość zarobków i liczba dzieci, które będzie miały w przyszłości. W świecie „Delirium” nie ma miejsca na własny wybór i własne decyzje. 


Do takiego życia przyzwyczajona jest Lena. Jest święcie przekonana, że dzięki remedium odnajdzie spokój ducha i  że będzie to najwłaściwsza rzecz w jej życiu, a teraz pozostaje jej tylko odliczać dni do zabiegu.

I w pewnym momencie w jej życiu pojawia się Alex. 


Pierwszy raz czytałam tę książkę przez kilka godzin. Nie byłam w stanie się od niej oderwać, niemal spijałam słowa z kolejnych kartek. Kiedy skończyłam, na usta cisnęło mi się słowo „kocham”. Miałam ochotę wykrzyczeć to całemu światu;  zdałam sobie sprawę jak bardzo nie doceniam tego, że mogę kochać. Byłam całkowicie i kompletnie zatracona w uczuciach, które wywołała u mnie Olivier. Dlatego dopiero dzięki drugiemu podejściu do „Delirium” mogłam się skupić nie tylko na uczuciach ale także na innych aspektach powieści.  


Świat Olivier jest bardzo sugestywny, niezwykle dopracowany i przerażający. Zamiana ‘miłości’ w chorobę.  Przeinaczenie całej historii wszechświata. Ukazanie zła, jakie wyrządziła miłość w dziejach ludzkości.  
 „Diabeł wkradł się do ogrodów Edenu i przyniósł z sobą chorobę – amor deliria nervosa – pod postacią ziarna. Ziarno wykiełkowało i wyrosła z niego wspaniała jabłoń, która rodziła owoce koloru krwi.”
„Delirium” zostało zaszufladkowane jako pozycja literatury młodzieżowej. Myślę, że to ostatnia rzecz, jaką można powiedzieć o tej powieści. Doskonale wykreowani bohaterowie, świetna narracja, zaskakujące zaskoczenie i przede wszystkim ukazanie świata przyszłości w sposób niezwykle przenikliwy i zastanawiający wymagają od czytelnika zaangażowania i wywołują uczucia dalekie od powieści ‘młodzieżowych’. Polecam tę powieść wszystkim. Dużym. Małym. Kobietom. Mężczyznom. Każdemu, kto JESZCZE nie docenił siły, jaką daje miłość.

I całej reszcie też. 
nasza ocena: 10/10
Wydawnictwo Otwarte, 2012
357 stron
do kupienia: Empik

sobota, 19 stycznia 2013

Krystyna Chiger, Daniel Paisner, Dziewczynka w zielonym sweterku

Dotychczas powstała niezliczona ilość publikacji dotyczących II wojny światowej. Mnóstwo historii, bólu, cierpienia, łez... Każda z książek czy filmów przedstawia własny aspekt tragicznych wydarzeń tego czasu. Pewnie gdyby nie potrzeby szkolne, nie przeczytałabym tej pozycji. Jednak nie żałuję, bo była godna polecenia. Nie wiem, czy zdołam ją poprawnie zrecenzować, gdyż istnieją książki, z którymi nie da się tego zrobić. Nie da się ich ocenić w żadnej skali, ponieważ zwyczajnie są na to za dobre i poruszą zbyt poważny temat. I sweterek właśnie do takich należy.

288 stronicowa książka przedstawia wspomnienia żydowskiej dziewczynki-Krysi Chiger, która w czasie horroru Holocaustu przebywała we Lwowskich kanałach, ukrywając się przed śmiercią. Nad całą grupą Żydów czuwał "Polski Oskar Schindler"- Leopold Socha, dla którego stali się przyjaciółmi. Zaopatrywał iw jedzenie, wodę, a także dostarczał wielu informacji na temat ówczesnej sytuacji na frontach. Pomógł im przeżyć, pomógł przetrwać najtrudniejszy czas, dawał nadzieję, wspierał. Dzięki niemu przeżyli. Dzięki niemu odzyskali wiarę.

Nie wypiszę się za dużo, gdyż na temat II wojny światowej nie wiem wystarczająco. Jednak bez żadnych obaw mogę powiedzieć, że wspomnienia opisane prze Krysie Chiger były wyjątkowe. W kanałach ludzie poznawali siebie, mimo że czasem były trudnejsze chwile-wspierali się. Byli na siebie skazani, wszystko powoli stawało się rutyną, ale czy mieli inne wyjście? Była to jedyna szansa na ratunek. W książce doświadczymy wszystkiego- bólu, wzruszeń, śmiechu, napięcia i współczucia. Pokazuje ona jak bardzo może zmienić się człowiek- tak jak Poldek Socha. Ze skąpego złodziejaszka przemienił się w bezinteresownego wybawiciela Żydów.

Nie watro też rozwodzić się nad forma, poprawnością treści, narracji i wszystkimi "formalnymi" ozdobnikami. Nawet, jeśli byłoby to na najniższym poziomie- wspomnienia spowite zielonym sweterkiem byłyby tak samo dobre. W takich ksiązkach-według mnie-liczy się historia i wnętrze, a nie sposób jej przekazani. Chociaż w tym wypadku niewiele mam jej do zarzucenia. Ale to może dlatego, że nie mam zwyczaju czytać tego typu pozycji.

Na równi z ekranizacją książkę zaliczyć można do takich pozycji, które nieprędko wylecą nam z głowy. Choćbyśmy chcieli o niej zapomnieć- nie da rady,. Obraz kanałów, setek szczurów i grupy kilkunastu uciekinierów z getta pozostanie w niej na jakiś czas. Nasuwa się tutaj też pytanie: czy warto poruszać kolejną historię na temat Żydów, Holocaustu i II wojny światowej? Jeśli będzie zrobiona tak, jak "Dziewczynka..." i "W ciemności" to mogę powiedzieć jedno ze 1000% przekonaniem: WARTO.

nasza ocena: 7/10
Znak, 2011
288 stron
do kupienia: Empik

poniedziałek, 14 stycznia 2013

James Hamilton-Paterson, Dyskretny urok Frenet Branca


Nie wiem, czy istnieje na tej kuli ziemskiej ktoś poza samym Jamesem Hamiltonem-Patersonem, kto jest w stanie wytłumaczyć mi skąd rzeczony autor wziął nazwę ‘Wojnowia’ dla jednego z państw w Europie Wschodniej. Między innymi dlatego, że jestem noga z geografii i wszelkie nazwy geograficzne nie imają się mojej pamięci, postanowiłam sprawdzić gdzie państewko to, wspominane na kartach powieści raz za razem w różnorakich przypadkach, dokładnie leży. I co ciekawe, o ‘Wojnowii’ nie słyszała Wikipedia, Google, wysłużona encyklopedia marki PWN ani nawet całkiem nowy atlas geograficzny dla gimnazjum.

Idąc za ciosem, postanowiłam poddać dogłębnej analizie tekst „Dyskretnego uroku Fernet Branca”. I, cóż za niespodzianka, okazało się, że bohaterowie mieszkają we Włoszech w rejonie powszechnie znanym jako ‘Le Roccie’ (co umniejsza trochę znaczenie serwisu Google.com bo niestety nie jest on w stanie wyszukać tegoż rejonu), dzień w dzień upijają się gorzką wódką ziołową, która - cytując Wikipedię - „bardzo często jest stosowana w leczeniu "zatruć" żołądkowych spowodowanych zbyt obfitym posiłkiem”, a od święta opróżniają kieliszki czterdziestosześcioprocentowego trunku ‘galasiji’, co, tłumacząc na język Wojnowianinów - czyli… wojnowiański…? – oznacza „matczyne mleko” (co wiem oczywiście z powieści Hamiltona-Patersona, bo Google Tłumacz wśród sześdziesięciuczterech języków świata nie uwzględnia języku narodowego Wojnowianinów).  Między stanami upojenia alkoholowego zajadają się ‘szonką’ i ‘kaszą’ – narodowymi wojnowiańskimi potrawami, a Marta – „Wojnowianka, najczyściejszej krwi” rano i wieczorem natłuszcza włosy gęsim smalcem. 

Pomimo tych kilkunastu nieścisłości i wręcz groteskowego połączenia niektórych elementów w powieści, całość czytała się wyjątkowo przyjemnie. Dwójka głównych bohaterów – Gerald i Marta – całkowicie się od siebie różnią. On – typowy Anglik, ghostwriter, piszący biografię gwiazd sportu, z zamiłowaniem do „kucharzenia” i wymyślania innowacyjnych, czasem wręcz ekscentrycznych pomysłów na własne dania. Ona – ‘Wjonowianka’, kompozytorka, niebywale słabo posługująca się językiem angielskim i nie posiadająca w domu żadnych urządzeń elektronicznych. W skutek oszustwa ze strony agenta nieruchomości, tych dwoje staje się sąsiadami we włoskim rejonie ‘Le Roccie’ (który oczywiście nie istnieje). I to w dodatku sąsiadami, którzy nie mogą znieść swojego towarzystwa. 
 
James Hamilton-Paterson w „Dyskretnym uroku Fernet Branca” funduje nam końską dawkę humoru, dowcipu i ironii. Im bardziej zagłębiamy się w skomplikowaną sieć satyry utkaną przez autora, tym bardziej dziwimy się jego nowym pomysłom. Mimo początkowego braku większych nadziei, szybko do „Dyskretnego uroku…” się przekonałam i tylko jeden raz poczułam, że czegoś w tej powieści jest za dużo. Dobrnąwszy do ostatniej strony jestem pewna, że wiele rzeczy bezpowrotnie utraciło status „tego, co może mnie zdziwić”. Zaczynając czytać nie mogłam się spodziewać, że na porządku dziennym w kuchni Geralda znajdą się lody czosnkowe, wędzony kot czy wydra. Przed lekturą nie byłabym w stanie wymyślić żadnego anagramu żadnego słowa (bo przecież przykład z „Harrego Pottera” z Tomem Riddlem się nie liczy, prawda?) – teraz wiem, że wyrażenie „sen wieczny” ma ich co najmniej kilka, w tym jakże urocze „wszy niecne”. 

 Jedyne, co mogę w całej powieści Hamiltona uznać za odpychające, to film, do którego Marta pisze muzykę. Niektóre jego sceny przytoczone w trakcie akcji są… wyjątkowo wulgarne i perwersyjne. Do tego stopnia, że nie mam najmniejszej ochoty ich przytaczać, a podczas czytania towarzyszyło mi uczucie obrzydzenia. 
 
James Hamilton-Paterson być może nie sprawił, że w „Dyskretnym uroku…” zakochałam się do uszy i z pewnością nigdy nie będzie on moją ulubioną powieścią, jednak chwile spędzone na pochłanianiu jego kolejnych stron zaliczam do tych wartych bolących, czerwonych łokci (zapaleni czytelnicy z pewnością znają uroki leżenia na brzuchu podczas czytania na łóżku;P) i jak najbardziej udanych. 

nasza ocena: 6/10
Bona, 2011
316 stron

do kupienia:  Empik 

piątek, 11 stycznia 2013

Tak dużo książek, tak mało pieniędzy

Chyba właśnie z tego założenia wyszło wydawnictwo ZNAK, obniżając prawie 400 tytułów z okazji Nowego Roku. Wydatki związane ze świątecznymi prezentami znacznie odchudziły mój portfel, dlatego w najbliższej przyszłości nie planowałam powiększać swojej biblioteczki. Dzięki promocji jednego z największych polskich wydawnictw mogę jednak pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa i kupić kilka pozycji, na które poluję już od dłuższego czasu.


Na powyższej stronie znajdziecie listę wszystkich tytułów objętych promocją. Jest z czego wybierać, dlatego, aby nieco ułatwić Wam wybór, poniżej zmieszczam kilka - najlepszych według mnie - powieści. Śpieszcie się, promocja trwa tylko do końca stycznia! :)


Eric-Emmanuel Schmitt, Księga o niewidzialnym

Księga o Niewidzialnym to zbiorowe wydanie najpiękniejszych przypowieści Erica-Emmanuela Schmitta - Oskara i Pani Róży, Pana Ibrahima i kwiatów Koranu, Dziecka Noego, Zapasów z życiem - zawierające ponadto publikowaną po raz pierwszy w Polsce buddyjską baśń Milarepa.

 cena: 17, 45 zł

 

 Maria Nurowska, Drzwi do piekła

Daria kochała męża. I zabiła go. Z miłości.
Znacznie od niej starszy Edward był redaktorem naczelnym pisma literackiego. Widział w niej zdolną pisarkę i fascynująca kobietę. Nikt jednak nie znał prawdziwego oblicza ich związku - miłości, która stała się toksyczną i niebezpieczną grą.
Skazana na dwanaście lat za zbrodnię w afekcie Daria trafiła do więzienia. Do piekła, które okazało się dla niej czyśćcem. Drogę do samej siebie odnalazła dzięki drugiej kobiecie...

cena: 16, 45 zł 

 John Verdon, Wyliczanka

Wszystko zaczyna się od niepokojącego listu. Potem ginie człowiek. Na miejscu wyrafinowanego mordu na detektywów czekają kolejne zagadki. Czy to możliwe, że ktoś potrafi czytać w myślach? Policja grzęźnie w domysłach, bo fakty przeczą logice. I wtedy zabójca uderza znowu.
cena: 19, 95 zł 

 Melanie Gideon, Żona_22

"Żona 22" to pełna emocji opowieść o Alice Buckle - żonie, mamie dwojga nastolatków i entuzjastce Facebooka. Kiedy Alice decyduje się wziąć udział w anonimowym internetowym badaniu na temat małżeństwa w XXI wieku, nie podejrzewa, jak bardzo odmieni to jej życie. Odpowiadając na pytania z kwestionariusza, jako Żona_22, zaczyna się zastanawiać, czy wciąż kocha męża, czy warto było zrezygnować z kariery, by zająć się dziećmi i domem, i czy jest szczęśliwa. Na dodatek ulega fascynacji tajemniczym Asystentem_101.

 cena: 18, 45 zł
 
David Foenkinos, Delikatność

Gdy François zaczepił Nathalie na ulicy, od razu wiedział, że ma przed sobą kobietę swojego życia. A kiedy ona zamówiła w kawiarni sok brzoskwiniowy, postanowił, że się z nią ożeni. Ich miłość była idealna. Żadnych kłótni ani rozbitych talerzy. Ale pewnego dnia szczęście zostało przerwane. François zginął w wypadku, a Nathalie rozpaczała. Uciekała w samotność, potem w pracę. Aż nagle namiętnie pocałowała Markusa.  
cena: 14, 95 zł



Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko, kłamać, a nawet zabić.
Potem wynaleziono lekarstwo na miłość.
Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć? 

cena: 16, 45 zł




Życie po mężczyźnie to powieść przejmująca, dotkliwie prawdziwa, ale jednocześnie podszyta humorem i ironią. Jest to portret kobiety świadomej, która nic już nie musi, a która przez lata zmagała się najpierw z matką, potem z mężami, wikłała się w trudne relacje i walczyła o siebie. W swojej najbardziej dojrzałej i uniwersalnej powieści Hanna Samson podejmuje także literacką grę z rzeczywistością: pisze książkę w książce, której wiodącym motywem jest zbrodnia doskonała.  
cena: 14, 95 zł

Tamtego roku Beth przestała wierzyć w szczęśliwy los. Jej życie rozsypało się jak domek z kart: musiała zmierzyć się ze zdradą i opuszczeniem. W chwili próby zawiódł ją najbliższy człowiek, łamiąc wszystkie obietnice, które do tej pory składał. Wtedy właśnie pojawił się Matthew - niespodziewanie, bez zaproszenia. Jak anioł, który łapie za rękę dokładnie w tej chwili, w której tracimy resztki nadziei. Wiedział, jak pomóc, co zrobić, by Beth znów zaczęła się uśmiechać, znał odpowiedzi na dręczące ją pytania. On też złożył obietnicę. Czy będzie w stanie jej dotrzymać? Kim naprawdę jest Matthew i skąd tyle wie na temat Beth i jej rodziny?
cena: 16, 45 zł

sobota, 5 stycznia 2013

Agnieszka Pilaszewska, Przepis na życie

Kiedy tylko dowiedziałam się, że na rynek ma wejść powieść na podstawie genialnego serialu emitowanego przez TVN od razu chciałam ją przeczytać. Nie traktowałam tej pozycji jako czegoś wymagającego, a jedynie jako miłą odskocznię od codziennych obowiązków. I nie zawiodłam się ani trochę, bo otrzymałam w tej lekturze dokładnie tego, czego oczekiwałam.

Szesnaście lat. Szesnaście lat pracy, wychowania dziecka, 'niańczenia' mrukliwego i "zapracowanego"męża i nudnego, uporządkowanego i spokojnego życia. I po tych szesnastu latach wszystko się wali-Anka traci pracę, a Andrzej odchodzi do innej kobiety. Jakby tego było mało, porzucona, bezrobotna kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży. Od tej pory jej życie przbiera jeszcze bogatszą game barw, niż miało przedtem. Od teraz cała mieszanka uczuć jest jak bomba zegarowa i nie wiadomo, co może się wydarzyć.

Nie można ubrać w słowa tego, jaką sympatią darzę bohaterów serialu(a teraz również i książki). Ich charaktery, problemy, rozterki i perypetie przypadną do gustu każdemu-bez względu na wiek, płeć i upodobania. Autorka sylwetek Anki, Poli, Jerzego czy Mańki wykazała się ogromnymi umiejętnościami i wykreowała osoby, pośród których znajdą się zarówno ludzie dobrzy, pełni empatii i wpsółczucia, inni są pozytywnie zakręcieni i emanują pozytywna energią, a pozostali to czarne charaktery, którym lepiej nie wchodzić w drogę.

 Powieść spodoba się każdemu - zarówno wiernym fanom sierialu, jak i osobom trafiającym na pojedyncze odcinki, a takze jako wprowadzenie do tej 'smacznej' historii.Wszystko tu jest do przeiwdzenia, jednak historia ta jest tak sympatyczna, tak smakowita i wciągająca, że nie można uznać tego za wadę. Każde kolejne wydarzenie, kolejny poznawany bohater i perypetie zwariowanych ludzi, którzy królują w fabule przyprawia nas o ciekawosć, pomimo tego, iż wszystko tutaj jest dosłowne i nieskomplikowane. Niemniej jednak powieść jest doskonałym uzupełnieniem serialu i wypełnieniem oczekiwania na kolejne odcinki perypetii bohaterów "Przepisu...". Obok tego sprawia, że na twrzy czytelnika pojawia się uśmiech, a nawet po kilku stronach lektury jesteśmy szczęśliwsi.

 Całość fabuły jest dla przeciętnego człowieka nierzeczywista, bo pomimo wielu porażek i tak wszystko kończy się powodzeniem. Czujemy się tutaj jak w bajce, która podczas czytania wypełnia całe nasze życie. Emanuje tutaj optymizm, iskrzy radość i pozytwyna enegia. Można dzięki temu oderwać się od rzeczywistości, poczuć magiczny klimat, a także wczuc się w role bohaterów, którzy mimo tego klimatu są podobni do nas i przeżywają podobne problemy.

Podsumowując, powiem krótko-jeśli ktoś nie ma pomysłu na ciepłą i przyjemną lekturę na długie wieczory, przy której chce się odprężyć i odpocząć-"Przepis..." będzie idealny. Ale uwaga! Jeśli ktoś jest łakomczuchem, niech nie czyta książki z pustym żołądkiem, bo z pewnością pocieknie mu ślinka na smakołyki przygotowywane przez Ankę, na które przepisy są zawarte na kartach owej powieści. Ale oprócz tych receptur na jedzenie, odnajdziemy tu przepis na chwilę wytchnienia ze wspaniałymi ludźmi i ich przygodami.

PS Nie wiem, czy wynikło to z błędu w druku czy był to celowy zabieg autorski(w co  szczerze wątpię ;P) - imię jednego z bohaterów było zupełnie inne, niż w serialu - nagle Janek zamienił się w Piotrka, podczas gdy pozostali bohaterowie nazywali się tak samo jak w kolejnych odcinkach.

EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA LITERACKIEGO

nasza ocena: 7/10
Wydawnictwo Literackie, 2012
468 stron
do kupienia: Empik

Jarosław Klejnocki, Opcje na śmierć


„Opcje na śmierć” były dla mnie drogą przez mękę. Ciekawie brzmiący tytuł, intrygujący opis i miła dla oka okładka to niestety jedne z niewielu – jeśli nie jedyne – atuty najnowszej powieści Jarosława Klejnockiego. Pod misternie utkaną fabułą i bohaterami, czekało na mnie jedynie przepastne morze powtarzalności i niezrozumienia.

Odchodzący na emeryturę policjant, Ireneusz Nawrocki, zostaje poproszony o przyjrzenie się zamkniętej już sprawie wypadku Włodzimierza Rawy, który utonął podczas sztormu, wypadając z łódki. Nawrocki zgadza się i, choć na początku robi to bardzo niechętnie, szybko wpada na trop i rusza w pościgu za mordercą Rawy. Ślady prowadzą do banku, w którym przed śmiercią pracował Rawa, do zakładu meblowego w Bielsku-Białej, a później aż do Holandii. Nawrocki musi nie tylko uporać się ze śledztwem, ale także z mnóstwem papierkowej roboty i spotkaniach w domu dziecka, na które chodzą wraz z jego żoną, Małgorzatą, starając się o status rodziny zastępczej dla kilkuletniej Krysi.

 Klejnocki w swojej powieści porusza naprawdę trudne i poważne tematy. Dom dziecka, trudności związane z adopcją, przemyt narkotyków, wszelkie bankowe zawiłości związane z opcjami. Szkoda tylko, że żaden z nich nie został przez niego rozwinięty w taki sposób, aby zaspokoić czytelnika. Fragment, w którym jeden z pracowników banku tłumaczy komisarzowi, co to w ogóle są opcje i na czym polegają, czytałam dwa razy. I kompletnie nic z niego nie rozumiem. Spotkania w domu dziecka zostały przedstawione jako niemiły dodatek do papierkowej roboty, którą trzeba wypełnić, starając się o dziecko. Nawet zbrodni nie zostało poświęcone zbyt dużo miejsca. „Opcje na śmierć” to prawdziwy miszmasz, a przecież „nie miesza się jabłek z gwoźdźmi”.

Miałam wrażenie, że pisząc tę powieść Klejnocki miał tysiąc pomysłów na minutę, rozpoczął wiele ciekawych wątków – na tyle ciekawych, że mogłyby one przyćmić główną oś fabuły – a potem dość niezgrabnie się z nich wycofał, poświęcając wiele miejsca na ich zarysowanie i rozwinięcie, a stosunkowo mało na ich zakończenie – a właściwie urwanie,  przez co nie miały one jakiegokolwiek wpływu na akcję.
Bohaterowie Klejnockiego są wyraziści, charyzmatyczni, dopracowani i strasznie irytujący. Irytuje główny bohater, jego współpracownicy, inni policjanci, świadkowie, nawet dyrektorka domu dziecka. Komisarz Nawrocki denerwował mnie od pierwszej do ostatniej strony. Wszelkie zabiegi autora, aby zrobić z niego ekscentryka i ciekawą, wyjątkową postać doprowadziły do tego, że stał się on aroganckim i zrzędliwym popalaczem fajki, którego w dzieciństwie fascynowała burza, a teraz więcej czasu w jego myślach zajmuje zmarły kolega niż rodzina.  Jego żona, Małgorzata, chyba najbardziej bezbarwna postać w powieści, co wieczór otwiera z mężem butelkę wina lub dwie i upija się przy włączonym telewizorze, a kiedy jej syn choruje i ma wysoką gorączkę, zdobywa się na to, żeby pomyśleć: „To chyba początek infekcji” i idzie spać. Dyrektorka domu dziecka, pytając małą Krysię czy chce zamieszkać z Nawrockimi robi to w taki sposób, jakby za wszelką cenę nie chciała dopuścić do tego, aby dziewczynka była w nowej rodzinie szczęśliwa.

Jednak największą niewiadomą „Opcji na śmierć” jest dla mnie pytanie, które zadaję sobie od początku. Co autor robi w swojej książce? Dlaczego nagle Klejnocki znalazł się na kartach swojej powieści? Czy była to próba autobiografii, zaskoczenia czytelnika, stworzenia czegoś wyjątkowego, znaku rozpoznawczego jego powieści?  A może tym dość niewinnym sposobem Klejnocki podważył fikcję w swojej książce? Bo skoro on istnieje…  

EGZEMPLARZ OTRZYMAŁYŚMY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYDAWNICTWA LITERACKIEGO

nasza ocena: 3/10
Wydawnictwo Literackie, 2012
347 stron
do kupienia: Empik